12 marca 2021 swoją premierę miał najnowszy krążek Frostiego, czyli pełnoprawny album pt. “Albert Trapstein”. Jak sama nazwa mówi, mamy do czynienia z trapowym sznytem, w którym owy raper radzi sobie zdecydowanie najlepiej, co potwierdził właśnie na płycie.
Nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem muzyki Frostiego. Uważam jednak, że ma chłopak potencjał, co nie raz potrafił udowodnić. Problem w tym, że równie dobrze umiał przez różne akcje zepsuć o sobie dobre zdanie, ale jak sam przyznaje nawet na tej płycie — niczego nie żałuje, bo każdy błąd go ukształtował. Do albumu podszedłem sceptycznie. Bez bicia się przyznam, że przed premierą widziałem jednie pojedynczą reklamę promocyjną, ale koniec końców zbytnio nie śledziłem ruchów związanych z tym albumem. No może prócz numeru “Zeszyt”, gdzie gościnnie udzielił się Young Igi. Ten track swego czasu był akurat mocno zapętlany na słuchawkach.
Szczerze tak na dobrą sprawę to przez większość czasu myślałem, że przejdę zupełnie obojętnie obok tego materiału, ale coś mnie w odpowiednią porę podkusiło, by zdecydować się na odsłuch. I wiecie co? Pozytywne zaskoczenie, bardzo pozytywne. Śmiem twierdzić, że to najlepsze, co Frosti wydał do tej pory. A skoro jesteś tak dobry, jak twój ostatni album, to chapeau bas Frost. To nie żadna recenzja, a zwykła zachęta do sprawdzenia, bo takie rzeczy naprawdę warto śledzić, także wiecie — follow(rap).
Tracklista składa się z 10 numerów, a całość obejmuje 31 minut muzyki. Przyjemny i krótki w odsłuchu. Idealnie wyważony “Albert Trapstein“. Dostępny na wszystkich serwisach streamingowych.
Dodaj komentarz