Osiem lat od debiutu Eripe – “Chamskie Rzeczy” (#RapKartka)

okładka Chamskie

Wielokrotnie ludziom mówię, że lata 2012-2014 są najlepszymi w polskim rapie w XXI wieku. Dowodów na to jest kilkanaście i z pewnością będzie o tym tekst swego czasu. Jednym z dowodów jest raper, który miał gdzieś wszelką kurtuazję i w 2012 roku wbił z hukiem na scenę, będąc synonimem nienawiści oraz wszelkich odmian aspołeczności. KęKę rok później wydał „Takie Rzeczy”, lecz przed nimi były „Chamskie Rzeczy”. Eripe!

20 kawałków, 5 gości – Penx, Zygson, EsZet, Delekta, Borsuk. Jak na nielegal przystało, wszystkie bity zakupione w licencjonowanym sklepie „internet”, bez ówczesnej zapłaty za nie. Okładkę do tego albumu naszkicował ołówkiem Łukasz Tomasiak. Cyfrową korektę i koloryzację naniósł Oxon, a więc inny krakowski raper z zaprzyjaźnionego składu – Hipocentrum.

Podziemny debiut, który przyjął się bardzo dobrze wśród słuchaczy, a i w branży wiele osób poznało się na talencie krakowskiego rapera, m.in. Sokół, który stwierdził – “Eripe to jest ciekawy gość, gdyby nie jego nastawienie do tematu, które odbieram jako niezainteresowanie wydawaniem u nikogo – zaprosiłbym go do wytwórni”. Nie jest tajemnicą, że nie tylko Sokół zauważył rapera po tym wydawnictwie – również parol na MC zagięła opolska wytwórnia – Step Records. Na próźno. O co tyle hałasu i co najlepiej zapamiętałem z tej płyty?

Chyba najbardziej chamski track na tej płycie. Najwięcej chamskich, bezkompromisowych, szczerych i pozbawionych cenzury wersów. Do tego stopnia, że trudno wymienić faworyta, lecz stawiam na – „Nie wzruszę się ani kurwa nie zaleję łzami, Nawet Titanica trzymam tu w folderze z komediami, Wchodzę na pajacyka, lecz nie klikam, tylko patrzę, Potem zamykam stronę i wpierdalam kolację”. Do tego wolny, melancholijny bit, który idealnie wpisuje się w klimat wersów.

Sam podkład to mistrzostwo, „pożyczać” też trzeba umieć. Wersy w filmowym klimacie, dobitne, dosadne, pesymizm przez cały kawałek, który zostaje zburzony końcową puentą, która zdecydowanie zachęca do „zrobienia czegoś z tym syfem”. Chyba najczęściej słuchany kawałek z płyty. „Umrę młodo, bo „To nie jest kraj dla starych ludzi””. Piękne!

„Wigilia” oraz „Deszcz” za mroczne, acz odmienne podejście do storytellingu. Nie powiem, „Wigilia” zrobiła coś podobnego do „Love Forever” Słonia, lecz z większą dawką humoru. Zaś „Deszcz” powodował ciary i sprawiał, że faktycznie wczuwaliśmy się w sytuacje tego bohatera, kreśląc w wyobraźni teledysk do tego kawałka.

„Same pozytywy” oraz „Bez problemu”. Kawałki krótsze, ale z wersami, które mi zapadły w pamięci. Nie mogłem wybrać jednego z nich, nie mogłem nie wybrać żadnego z nich, więc są oba. „A jak grają mi na nerwach, to skonają w bólach, Uwertura na ich skórach grana przy pomocy pióra” – poskładane fenomenalnie w „Samych pozytywach” oraz „Parę osób tutaj wierzy we mnie, w sumie bez powodu, Nie mogę ich zawieść, nie mam prawka ani samochodu” w „Bez problemu” to jedno z wejść na track, które będę zawsze pamiętał.

To jeden z najlepszych debiutów na scenie, jeden z najbardziej dobitnych. Wszedł znikąd, bez żadnych zapowiedzi. Z dnia na dzień płyta rozchodziła się po ludziach, bez żadnej specjalnej promocji czy wsparcia większych osób, co pokazuje, że dobry album mógł obronić się sam, mimo konkurencji, która w 2012 była bardzo duża, zwłaszcza od strony mainstreamu. Podziemny klasyk, którego ceny (100 egzemplarzy) sięgają niebotycznych sum. I dobrze, bo to chamski, lecz biały kruk.

Robert “Fevowy” Połomski

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.