Czy Gibbs to artysta przez duże A? Powiedziałabym, że to wręcz niewątpliwe, w końcu w ostatnich latach szturmem podbija polską scenę. Końcem sierpnia wypuścił nowy mixtape – “Dopehouse Mixtape”. Ale właśnie – czy jest w stanie dostarczać nam dalej wysoki poziom swoich produkcji? A może się już “przejadł”?
Na płycie znajdziemy 18 utworów. To praktycznie raz tyle ile w “standardowych” albumach znajdzie słuchacz. Nie braknie też gości, którzy w większości wnoszą wartość dodaną na krążku. Kto w takim razie niekoniecznie wpływa tylko na plus? O tym później…
Sam Gibbs powiedział, że na poprzedniej płycie nie posiadał żadnych featów, aby móc udowodnić też samemu sobie, że jest w stanie zrobić płytę od A do Z samodzielnie. Co udowodnił na tym albumie?
Gibbs niezmiennie utwierdza w tym, że jego produkcje są przemyślane, szeroko zakrojone tematycznie – ale, na szczęście, nie rozlazłe!
Nie znajdziesz tu rozłożenia krążka na elementy pierwsze – jaka byłaby frajda przy przesłuchiwaniu jej? Chciałabym streścić numery na tyle żebyś wiedział/a czy ten klimat jest dla Ciebie. Zaczynajmy:
Co na start?
Płytę otwiera numer “Piękny świat” – czy komukolwiek związanemu w jakimś stopniu z rapem muszę opisywać ten numer? Stał się takim viralem, że nawet osoby spoza “kręgu hip-hopowego” przynajmniej raz słyszeli ten kawałek. I o jeden raz za mało. Nie dziwię się, że jest tak popularny. Refren robi tutaj największą robotę, bo w moim odczuciu pierwsza zwrotka gubi się w całym numerze, choć Kiełas wypadł naprawdę dobrze. Gibbs zjadł refrenem, co ma w zwyczaju robić. Przynajmniej dla tego elementu warto sprawdzić ten numer, po prostu.
Następnie słyszymy “Jeden interes” – na feacie Oliver Olson i Paluch. Zadziwiająco Paluch spokojniej niż ma w zwyczaju, a Oliver Olson standardowo z przyspieszeniami, standardowo dobrze. Uderza w tracku mocny refren i krzykliwy, osiedlowy ból.
“HART”, czyli trzecia pozycja na krążku – tutaj usłyszmy Fonosa na feacie i choć niewątpliwie urzeka przyśpiewka w tle na wprowadzeniu to jest tam klimat czegoś co nazywam “kwadratowym bujaniem”. Niby fajnie, ale nie wszystko gra do końca. Zdecydowanie na plus bit, który wyróżnia się w oparciu o sample.
Czwarte “Bushido” – tutaj wraz z Gibbsem GMB Fonos. Numer dla mnie jeden z tych średnich na płycie, może przez osiedlowy vibe, który osobiście nie jest moim ulubionym. To ten z tracków, który ulatuje Ci z głowy i nie pamiętasz czy był na płycie, czy się przypałętał na playliście spotify.
Na numerze pt. “Zodiak” do Gibbsa dołączył INDEB i sprawił, że track wybrzmiewa mocno, nisko. Bardzo urzekło mnie połączenie nostalgii z imprezowym sznytem wybijania się perskusji. Bardzo na plus!
Piękny ten świat, czy nie za bardzo?
“Znikam” jest jednym z moich ulubionych numerów na płycie. Nawiązania do posiadania ośmiu żyć i bycia kotem w rapgrze (zdecydowanie!), pięknie emocjonalny numer z, mam wrażenie, odniesieniem do Hampli, które osobiście uwielbiam. Rzeczywiście na tym tracku poczujemy “emocji autostradę”, a końcówka sprawiła u mnie ciarki, dosłownie.
“Budzę się w snach” to siódmy i bardzo spokojny kawałek z bitem, który brzmi jak wyrwany z 2015r. Jednocześnie tworzy niesamowity klimat opowiadający o drodze do celu z przenikaniem się dwóch artystów między sobą.
“Nowy dom” – robiąc sobie notatki podczas przesłuchiwania płyty zapisałam “szybki bicik, szybki Opał” i to jest sama prawda. Bardzo przyjemny kawałek wspominający osiągnięcia i możliwość zaczynana od zera, na nowo. Czuć tutaj chęć polepszenia życia i wdzięczność za możliwość wykorzystania swojej szansy.
Dziewiątym numerem na płycie jest “Hades”, gdzie znów na tracku pojawia się Oliver Olson. Mocno wybija się tutaj trueschool i punche w starych znajomych. Jednocześnie czuć nostalgię oraz smutek, co z jednej strony powoduje dysonans, a z drugiej jest ciekawym zabiegiem.
“30 stopni” to dziesiąty numer, na którym usłyszymy połączenie bitu filmowego i Aviego. Numer zdecydowanie dla fanów rocka i filmów – to było moje pierwsze skojarzenie po przesłuchaniu numeru i utrzymuje się do dziś.
Jest dope?
Kolejną dziesiątkę utworów otwiera “List”. Co na nim? Trochę zaskoczenie, że znów usłyszymy tu Olivera Olsona, z drugiej strony żadne zaskoczenie. Niestety też żadnym zaskoczeniem nie jest co na tym tracku zrobił Oliver – znów przyspieszał.
“Chłód” – wraz z Fonosem usłyszymy Kacpra HTA i tu mix osiedlówki z przyśpiewkami przyniósł efekt w postaci bardzo fajnego numeru, którego nawet jeśli nie jesteś fanem, nie przełączysz. To spora wartość dodana przy tylu numerach na płycie.
“Pył” – bardzo ciekawy track, w którym znów znajdzie się sporo odniesień kulturowych – tym razem do gry w “kamień-papier-nożyce” co w połączeniu z przemyśleniami na temat dochodzenia do czegoś w swoim życiu daje obraz bardzo ładnie napisany.
Czternastka i “Scooby” – znów Oliver Olson i track kompletnie nie zapadający w pamięć. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, po prostu jest kolejnym (czternastym) z kolei numerem na płycie. Szkoda, ale takie również się trafiają.
“Pogoda, Drinki, Plaża” to kolejny viral, jak “Piękny świat”. Na numerze – o dziwo – bez gości! Bardzo wakacyjny vibe, wesoły numer ze skocznym bitem, który każdego wprowadzi w letni i szczęśliwy klimat.
Coś jeszcze nas zaskoczy?
Tegoroczniak “2022” – tutaj usłyszymy wyjadacza polskiej sceny, VNM’a. Bit znów filmowy (trochę jak na numerze z Avim), kojarzący mi się z burleską na początku. Bardzo bangla i jest dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem, jak połączenie Gibbsa i VNM’a wyszło. Osobiście życzyłabym sobie jeszcze więcej takich połączeń!
“Daj tylko czas”, na którym znów pojawia się Oliver Olson i dodatkowo Kacper HTA. Nic zaskakującego, ale też nic złego. Minimalnie wybija się fakt, że artyści połączyli tutaj smutny bit z całkiem pozytywnym tekstem.
“Ostatni” to ostatni numer, gdzie Gibbs wraz z JANKIEM zakończyli płytę pod znakiem “carpe diem”. Ale zrobili to w bardzo smaczny, nie przepompowany sposób, który w tej tematyce zdarza się często. Dobre zakończenie dobrej płyty.
Warto czy nie warto?
Dla mnie ta płyta jest tak wielopoziomowa, że oczywiście, że warto. 18 numerów, z których 2/3 nie zapadają w pamięć to nadal bardzo dobry wynik. Na niektórych płytach z 8 numerami jest więcej, które wypadają z głowy. Gibbs jest niesamowitym artystą, który z prawie każdego numeru wyciosa coś z wartością dodaną. Ma też niezły gust przy dobieraniu gości na numery, choć w niektórych przypadkach zastanowiłabym się czy muszą być tak często. Niemniej uważam, że ta płyta to kawał dobrej roboty, do której często będę wracała. Ty też ją poznaj.
Dodaj komentarz