“Kuban, wróć!” – ile takich komentarzy przeczytałem – nie mam zielonego pojęcia. Zgodnie z życzeniem wielu słuchaczy – powrót stał się faktem i dzieje się na naszych oczach. Słuchając dwóch singli, pytam sam siebie – czy to na pewno jest Kuban?
Pamiętam, jakie emocje towarzyszyły mi w 2014 roku, gdy słuchałem “COZAMIXTAPE” (pisaliśmy o tym TUTAJ), Jaka to była świeżość, jaka oryginalność i jaki styl – wiedzą wszyscy, którzy sprawdzili tamten projekt. Wiedzą to także ci, którzy mieli okazję śledzić akcje “#hot16challenge2”. Przyznaję się bez bicia – szesnastkę Kubana słuchałem najchętniej i dziś do niej wracam stosunkowo często. Nie jest więc tak, że uwziąłem się na jednego z trzech Jakubów – prawilnie przypominam sam sobie (i wam) jak piłem wódkę słuchając “IRON MEN’a”.
Jasne – tamten raper i człowiek nie wróci. Tak jak ja nie będę już tym samym gościem, który tę wódkę w siebie wlewał. Normalny człowiek się rozwija, przechodzi różne chwile, ma problemy i one dość mocno wpływają na osobowość i twórczość. I zdaję sobie sprawę, że musi to również dotyczyć bohatera tego tekstu. I w rzeczywistości – tak właśnie jest.
Poniżej powinna być reklama. Jeśli jest – super, dzięki! Jeśli jej nie widzisz, to albo post został niedawno opublikowany, albo masz aktywną blokadę reklam. Będziemy bardzo wdzięczni, jeśli wyłączysz dla nas Ad Blocka. Dodaj FollowRAP do wyjątków/białej listy. Nienawidzisz reklam? My też, ale będziemy wdzięczni za wsparcie – postaw nam kawę. |
To o co ci chodzi?!
Nie będę sięgał po banały w stylu – “Kuban z 2k14 wyśmiałby Kubana z 2k22”. Dostaliśmy dwa single i być może – są to najgorsze kawałki z całej płyty, a ten tekst będzie można wyśmiewać przez godziny – i super, oby właśnie tak było. Mam jednak dziwne przeczucie, że zapowiadając swój głośny powrót, trudząc się, by Chyra zagrał w twoim klipie, a Szpaku dograł refren – chcesz wejść mocno i stawiasz to, co najlepsze. Te single nie są dobre. Nie da się ich obronić, wiedząc na co stać tego rapera.
Przede wszystkim – ja tam nie słyszę Kubana. Słyszę setki raperów z podziemia, dziesiątki raperów z mainstreamu. Nie ma żadnego stylu, który przez lata był głównym powodem sięgania po twórczość Kuby. Te kawałki mógłby nagrać każdy raper i zmiana ksywy nie byłaby podejrzana i zauważalna. Wygrzeczniał ten facet, wygładził brzmienie, uprościł teksty. Nie uświadczymy już tutaj slangu czy wersów, które stawały się kultowe – to stanowiło potężny atut w jego rękach. Słuchając wcześniej jego zwrotek, praktycznie za każdym razem trafiałem na jakiś wers, który powodował uśmiech, wbijał się w pamięć czy budził podziw. Tutaj miał wystarczająco wiele czasu, by przygotować dobre single na powrót. Miał o czym pisać, na pewno wiele przeżył w trakcie tego rozbratu z mikrofonem. Problem w tym, że niewiele się o tym dowiadujemy z tych dwóch singli. Miało być emocjonalnie, ale za sprawą brzmienia i zwrotek jest nijako. Jedynie wejście w singlu ze Szpakiem może ukłuć, ale to raptem kilka wersów.
Dostaliśmy dwa single – łącznie 5 minut i 46 sekund muzyki. Ile z tego faktycznie należy do gospodarza? Szumnie zapowiadany powrót, który jest w istocie symbolem minimalizmu. I nie usprawiedliwia tego “moda na krótkie kawałki”. Zbierasz się kilka miesięcy do powrotu, szykujesz całą machinę promocyjną, by dać sześć minut muzyki na dwa single? To raptem cztery zwrotki.
To jest powrót? “To jakaś popierdółka, a nie powrót” – parafrazując klasyka. Zdecydowanie promocja wypadła lepiej niż te single. Jasne – liczbowo to się broni i nie mam złudzeń, że z liczbami wygram. Tylko, czy gdyby nie fakt, że ludzie zwyczajnie tęsknili za raperem, te kawałki by się tak poniosły? Wątpię. Te utwory nie wyróżniają się niczym, nie wnoszą nic nowego, a i o samym raperze mówią niewiele. Od gościa pokroju Kubana oczekuję zwyczajnie dużo więcej niż 5 dobrych wersów w “jak nie wrócę po północy”. Przepraszam – oczekiwałem.
Robert “Fevowy” Połomski.
Dodaj komentarz