Jak przekonałem się do “Szprycera” [RAPKARTKA]

szprycer b iext

Z dzisiejszego kalendarium wynika, że właśnie dzisiaj – 30 lipca 2020 roku – wypada kolejna, trzecia już, rocznica wydania “Szprycera” od Taco Hemingway’a. Zapraszam na krótką historię o moim powolnym docieraniu się z tym albumem, który zresztą nie tylko u mnie wywołał mieszane uczucia.

szprycer okładka

Ale jak to Taco z auto-tunem?!?!?!

Tak brzmiało wiele opinii słuchaczy, ale nie moja. Jestem raczej otwarty na eksperymenty w muzyce, stąd efekty na wokalu czy inne wymyślne zabiegi nie skreślają od razu płyty w moich oczach. Jednak, podobnie jak większości, zgrzytało mi to lekko z tym, za co wcześniej polubiłem Taco. Sam Filip komentował to później w wywiadzie, mówiąc, że najwyraźniej słuchaczy zaskoczyło, że należy on raczej do “team #brzmienie, a nie do team #tekst”. Ja uważam, że jego słuchacze mieli podstawy do takiego zdumienia. “Trójkąt Warszawski“, “Umowa o dzieło“, “Wosk” i “Marmur” to były płyty, które właśnie warstwą liryczną stały. To wielowarstwowymi tekstami, powracającymi motywami i wątkami, Filip przyciągnął do siebie rzeszę słuchaczy, w tym mnie. Zawsze zresztą chwalony był raczej za technikę rymowania i poskładania tekstu, nie za technikę nawijania, w czym wielu doszukiwało się braków. W tym ostatnim mam akurat inną opinię.

Moją pierwszą reakcją było więc: “wow”! Później nastąpiło delikatne rozczarowanie. Byłem ciekaw kim będą bohaterowie kolejnych opowieści czy też nowych przeżyć Taco i Warszawy, a może i innego miasta. Dostałem jednak przyjemny album złożony z letniaczków różnej maści. Przykładowo “I.S.W.T.” to utwór w zasadzie popowy i nie ma w tym żadnej obelgi, a jedynie słyszalne fakty. Najbardziej do gustu od razu przypadł mi kawałek “Karimata (Mute)“, pewnie dlatego, że najbliżej mu do wcześniejszych tworów Filipa.

Analiza sukcesu

Tym sposobem Taco oficjalnie dołączył do drużyny chcącej raczej brzmieć niż pisać. Jego zaletą jest jednak to, że jest zwyczajnie genialnym tekściarzem, a tego nie da się oduczyć. Kiedy odpalimy “Szprycera” faktycznie usłyszymy bujające i przyjemne podkłady, śpiewane fragmenty, skrojone tak, by przekonywać także pozarapowych odbiorców. Jest tam jednak treść! Rymy stoją na wysokim poziomie, da się znaleźć kilka wersów-perełek czy urzekających follow-upów. Tu chyba właśnie leży jego siła. Zaczął eksperymentować muzycznie, z lepszym lub gorszym skutkiem, ale nie zapomniał jak się pisze.

Później Taco rapował też, że “Szprycer machnął jakoś w tydzień“. No nic dziwnego. Choć pisałem, że zachował umiejętności pisania, to między fajnymi wersami i za przyjemnymi rymami jest na tym albumie raczej płytko. Tak zapewne być miało, ale to był jeden z aspektów, który początkowo mnie odrzucał. Dopiero z czasem nauczyłem się słuchać rapu lekko przymykając oczy na treść. A że u Taco nie znajdziemy raczej żenady czy kwadratowych rymów, to tak poskładane teksty idealnie komponują się z bitami i dostajemy przyjemne w odsłuchu i nie odrzucające utwory. Do “Dele” czy “Chodź” można cudownie bawić się na imprezie – reszta kawałków także potrafi się sprawdzić w odpowiednich warunkach.

Sukces

Krytyka słuchaczy i recenzentów ostatecznie nie przeszkodziła “Szprycerowi” w odniesieniu sukcesu. Zadebiutował na liście OLiS na pierwszym miejscu (to było pierwsze takie osiągnięcie Filipa) i utrzymywał się na niej przez 47 tygodni. Za ten album Taco otrzymał Fryderyka w kategorii Album roku hip-hop, znalazł się on też w czołówce sprzedażowej i odtworzeniowej w 2018 roku. Był niewątpliwie przełomowy dla Taco. Od tego momentu coraz częściej przyjmował zaproszenia na “feat”, sam też zaczął takie praktyki stosować. Przekonał się chyba też do szeroko pojętego marketingu. Wcześniej wrzucał płyty bez zapowiedzi, w całości. Od tamtej pory coraz częściej otwierał się na promocję, single, preordery. Pół roku później światło dzienne ujrzał zresztą projekt Taconafide – definicja sukcesu sprzedażowego i medialnego.

Sam album, mam wrażenie, z czasem przekonywał do siebie coraz więcej słuchaczy. Ja też dzisiaj sięgam po niego znacznie chętniej, ale wciąż uważam go za najsłabszy w dyskografii Taco.

Mateusz Trojnar


Sprawdź inne teksty tego autora!
Wpadnij na naszą grupę!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.