Niektórzy mówią, że wystartować można tylko raz. Co jeżeli startów może być więcej i być w tym bogatszym o doświadczenia, emocje? Co jeżeli można się pokazać po raz pierwszy kolejny raz? Wcisnąć restart?
Otóż można jak najbardziej, właśnie to Bonsoul pokazał dokładnie dwa lata temu, 12 września 2019. Wspomnień z tą płytą jest multum, a nie ma lepszej okazji do przypomnienia sobie o tym projekcie niż w jej rocznicę. Restartujmy się kolejny raz.
Bonson i Soulpete to duet, który od zawsze kojarzony jest z niebywałą kompatybilnością dzięki swoim poprzednim wydawnictwom. Restart to ich pierwszy wspólny legal wydany 9 lat po pierwszej płycie. Czy w jakikolwiek sosób zaburzyło to wypracowany styl przez lata? Absolutnie. Wręcz można przyznać, że był to bardzo dobry ruch, aby właśnie tę płytę postawić legalnie (za pośrednictwem Asfalt Records) na półkach empiku. Stało się coś jakby przełomowego zarówno w działaniach promocyjnych, ale co ważniejsze, tych na płycie.
Dlaczego Restart?
Przede wszystkim chyba dlatego, że jest to zbiór wielu składowych, które zostały zawarte na poprzednich projektach artystów. Ale są one mocniejsze, bardziej emocjonalne, bardziej przemyślane. Zarówno ze strony szczecińskiego rapera, jak i lubelskiego producenta.
Bonson pokazuje się na Restarcie jako raper w najdojrzalszej swojej wersji. Choć Damian zawsze potrafił bardzo dobrze przekazać swoje emocje ubierając je w słowa kreślące historie w głowie słuchacza, tym razem posunął się o krok dalej. Na tym albumie nie są to przemyślenia, które spisał na luźnej kartce. Słowa Bonsona to analiza swoich zachowań. Kwestionuje historie, rozumie, ale jednocześnie ma ten sznyt zagubionego dzieciaka. Nie wyzbył się tego poczucia skrzywdzonego, złamanego człowieka, ale równocześnie posiada moc logicznego rozumowania działań których dokonał. Pokazuje siebie w wielu “wersjach”, są i mocniejsze, ale też spokojne, wręcz melancholijne. Restartuje siebie.
Druga połówka projektu, Soulpete też pokazuje pewien nowy stary początek. Kombinuje, miesza, tak jakby dźwiękiem ujawniał wspomnienia. Nie brakuje dopracowanych wręcz do perfekcji spokojnych tonów, wyciszenia idealnie komponującego się z brudnym głosem Bonsona, ale nie jest to dźwięk przewodni. Dostajemy dużą dozę mocnych brzmień, trochę jakby rocka i funku okraszone przepięknym basem.
“Jestem typem przy barze, który sam opróżnia szklanę / Zbyt długą opowieścią, którą dzieli się z barmanem”
Od Bonsona z reguły oczekuje się smutnych, pijackich opowieści. Fani tego klimatu na pewno się płytą nie zawiedli, ale oprócz tego otrzymaliśmy utwory z klimatem mniej zasmuconym, choć tekstowo dalej nie jest to sielanka.
Dzięki temu, że Bonson pokazuje się w różnych wersjach dostajemy utwory tak naprawdę na większość naszych nastrojów. “Tam mnie spotkasz” to numer lekko melancholijny, ale też mocno wspomnieniowy. Mimo raczej smutnych obrazków powstających podczas wsłuchiwania się w wersy to słuchając tego tworu czuć wewnętrzny spokój, oczyszczenie. Chwilę później otrzymamy mocne, bardzo przekminione teksty w brudnym, surowym brzmieniu:
Bombki
“Ą Ę proszę państwa, piękni, pachnący, trochę z miasta
Nie kroimy takim nożem ciasta? ja to takim nożem to się chlastam
Ja to dziury na spodniach i dziary na papie
I co masz w serduszku, a nie jaki masz znaczek”
Nie brak też bardziej “bonsonowych” wersów
Jeszcze wczoraj
“Jeszcze wczoraj czułem, że to wszystko sens ma
Barykada nie dogasła, kiedy zapragnąłem przestać
Ty jak chcesz to se wysraj gdzieś, że beksa
Się kurwa nie doliczysz ile moich łez jest w tekstach
Jeszcze wczoraj szampan lał się nam po brodach
Z tych lepszych restauracji taksiarz pędził nam po towar
I kiedy pomyślałem, że tak właśnie żyć kocham
Ostatni grosz wyleciał mi z kieszeni do rynsztoka”
Takich perełek na płycie jest znacznie więcej. Perełek, które docierają do słuchacza chyba każdą możliwą emocją i każdym kanałem przekazu. To nie jest tak, że słysząc “Mama jak trzeba dawała mi kaszkę przy świecach/ Jakbym miał ci to polecić to bym nie polecał/ Tato jak zapalał światło, nie chciałem go widzieć/ I spełniło się to życzenie tak jakoś za tydzień” to zastanawiasz się po co Bonson o tym rapuje, na co to komu; wpadasz w stan przemyśleń po czym atakuje Cię krzyk Bonsona “chyba mam światłowstręt”. Wtedy już wiesz. Wiesz, że Cię to boli i wiesz, że to czujesz. Nawet jeżeli nie miałeś takich doświadczeń.
Rozgośćmy się
Na płycie znalazło się wielu gości, bardzo różnorodnych artystów. Roma, której nie jest to pierwsza współpraca z Bonsonem, a za każdym razem robi niesamowitą robotę. Tak jak “Chcesz mnie poznać”, “Martwy król” tak i “Trucizna” jest połączeniem zgranym w każdym calu.
Poza Romą na albumie ukazał się Bownik (“Tam mnie spotkasz”), Jan-rapowanie razem na jednym numerze z Holakiem i Rasem w “Małpi Gaj”. Można by rzec, że najbardziej “komercyjny” numer z albumu, który jednak zyskuje z czasem i wbija się do głowy swoim funkowo soulowym klimatem. Dodatkowo Avi w “Światłowstręt”, który dodał trochę mroku do numeru, ale mógł się pokazać z jeszcze lepszej strony. Słoń i Włodi w “Czarny PR” wpasowali się w punkt w klimat numeru. O.S.T.R w “Krwawy Sport” to stary dobry Adam, a ostatnią gościnką jest głos Sary Korodowskiej, której barwa ukoi chyba każdego. Wprowadziła bardzo nostalgiczny, ale spokojny vibe.
Spojrzenie na Restart oczami Bonsona z perspektywy czasu:
Co o projekcie pt. Restart uważa jeden z jego autorów? Oto co o “Restarcie” sądzi Bons:
Bonson:
“Restart dziś jest dla mnie wciąż jednym z lepszych albumów jakie nagrałem. Nie zmieniłbym tam chyba nic.
Nie wymieniłbym żadnego numeru na inny.
Zebraliśmy za niego dużo pozytywnych opinii, w rankingach kończyliśmy w pierwszej trójce, a trasa koncertowa, którą zorganizowaliśmy z moim przyjacielem i menagerem trwała „w nieskończoność”.
Szkoda tylko, że promocyjnie nie było tak jak zakładaliśmy bo przy materiale, który jest dopracowany od deski do deski, i który na lewo i prawo zbiera propsy można było zrobić więcej.
My ze swojej strony daliśmy najlepsze co wtedy mieliśmy.”
Zrestartowani do startu
Mam nieodparte odczucie, że album ten zostanie w top wielu słuchaczy na lata. Jest kompletny, przemyślany i koncepcyjny. Przede wszystkim jest też dopracowany. Nie ma tam przypadkowości, a jednocześnie brak odczucia wymuszania pewnych następstw “żeby się zgadzało”.
Odsłuchując album w całości po przerwie znów nawiedziły mnie te wszystkie uczucia skondensowane w 13 (w edycji limitowanej 15) utworach. Ogrom przeżyć, historii i analizy. Ogrom dobrej muzyki, dobrych wersów i niesamowitych emocji.
Dodaj komentarz