Keep it drill, czyli Miszel “W stronę światła” [Recenzja]

afbddecbaadc

Miszel traper, ale również dobry drillowiec

Czy ktoś w Polsce potrafi robić (umiejętnie) “drill”? Oczywiście, choć nie można powiedzieć o przepychu takich osobowości w tym przypadku. Na pomoc przychodzi Miszel ze swoim debiutanckim albumem pt. “W stronę światła“. Styl zaczerpnięty z deszczowego UK, czyli magicznej krainy drillu, świetnie przyjął się w naszym kraju. A Miszel, niczym prekursor tego stylu na polskim podwórku, zrobił dzięki temu niemały hałas wokół siebie.

Miszel “REQUIEM”

“REQUIEM” to singiel, dzięki któremu zajarałem się Miszelem i jego twórczością. I pewnie nie ja jedyny, skoro owy numer zebrał do tej pory ponad 800 tys. wyświetleń na samej platformie YouTube. Z kolei na Spotify może się szczycić liczbą, która przekroczyła już ponad pół miliona odtworzeń. Nie bez powodu wspominam właśnie o tym utworze na samym początku. Jak pewnie wiecie – był to jeden z pierwszych kawałków, który promował studyjny debiut Miszela. Wówczas świetnie pokazał się szerszej publice, zwłaszcza że otrzymał szansę zaprezentowania się poprzez wytwórnię QueQuality (cała płyta wyszła ich nakładem).

Można śmiało powiedzieć, że był to dla niego moment przełomowy w karierze. A potem, no cóż, to po prostu poszło. I z tego powodu bardzo się cieszę, ponieważ przy słuchaniu rapera z Katowic czujemy czystą zajawkę. Niby to nic wielkiego, ale mam wrażenie, że coraz mniej tego na scenie. Trap to nie tylko muzyka, to również styl życia. Nasz dzisiejszy bohater coś o tym wie.

Gram jak Lewandowski, z Wysp Brytyjskich do Polski
Ziomale stoją za mną tak jak Daniele De Rossi
Niewolnik złych emocji, 180 stopni
Zmieniłem swoje życie, ale nie wiarę jak Totti

– Miszel w “REQUIEM”

Co ma Miszel, czego nie mają inni?

Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że drill w Polsce na dobrą sprawę cały czas raczkuje. Albo nie jest jeszcze na takim poziomie, który spełniałby oczekiwaniom słuchaczy. Miszel (w przeciwieństwie do innych raperów ze sceny, którzy zabierają się za ten rodzaj muzyki) potrafi m.in. wyciągnąć maksimum możliwości z mocnych i agresywnych bitów, dzięki czemu brzmi i wygląda naprawdę świeżo na tle szarej reszty. Nie kończy się tylko na drillowym podkładzie i zwykłych krzykach, nic z tych rzeczy. Tutaj fenomen rozbija się o coś innego. Zabawa słowem, historie (często wyjęte głęboko z serca), autentyczny sznyt, warty posłuchu przekaz. Zbierzmy to wszystko w całość, a będzie prezentować się naprawdę okazale. Zwłaszcza że Miszel w żaden sposób nie ogranicza się na najnowszym albumie. Bezpośrednio i bez gryzienia się w język – ale przy tym nie jest to prostolinijne.

Drill, znaczy wiercić, ale nie w uszach słuchaczy

Skoro już rzuciłem piłeczkę o krzykach, to wypadłoby ją odbić. Wiecie, swego czasu próbowano nieudolnie kopiować w Polsce zagranicznego artystę “Scarlxrd”. Umówmy się, że efekty tego (lekko mówiąc) nie były dobre. W krzykach leży pewien szkopuł. Niby są proste, ale z drugiej strony bardzo trudno jest przekonać nimi do siebie słuchaczy. Trzeba zrobić tak, żeby rzeczywiście nie przyprawiały one o bóle uszu, a chciało się ich słuchać i “drzeć japę” jednocześnie z raperem, którego mamy na słuchawkach. Piękno leży w prostocie, a Miszel to umie. Co więcej, czuć od niego prawdziwość. Nie ma co na siłę doszukiwać się sztucznej i nic niewartej przewózki, ponieważ u niego tego nie znajdziecie – zaufajcie.

Angielskie wstawki? Schafter w mrocznej odsłonie

Angielskie wstawki w polskim tekście to coś, co większość nowoszkolnych odbiorców kojarzy z młodym Schafterem. Natomiast w wykonaniu Miszela – z pewnością mówimy o mroczniejszej odsłonie. Taki zabieg stylistyczny możecie dostrzec dość często przy odsłuchu jego debiutu np. w “6 kobiet”.

̶8̶ ̶k̶o̶b̶i̶e̶t̶ 6 kobiet

L for lessons not for losses, life’s a process
Told me turn and I followed this voice on minimum choices

– Miszel w “6 kobiet” (genius lyrics)

Osobiście lubię ten patent, o ile artysta nie kaleczy języka i nie nadużywa tego w żaden sposób. W tym przypadku nie ma do czego się doczepić, ponieważ element ten został przeprowadzony poprawnie, co więcej – jest wyważony. Miszel zmiany języka używa w odpowiednich momentach, dzięki czemu dodaje trochę klimatu z UK.

Liczne follow-up’y i rozkminy

Wspominałem już o “zabawie słowem”. Na płycie znajdziecie mnóstwo nawiązań, słownych rozkmin, przemyśleń, no i oczywiście follow-up’ów. Wystarczy wejść i sprawdzić Geniusia, a ujrzycie, jak laurka z adnotacjami się rozwija. Naprawdę gorąco zachęcam do sprawdzenia, bo po przeczytaniu kilku rzeczy, których nie wyłapaliście z samego odsłuchu – materiał nabiera nowego kolorytu.

Trap, trap i… emocje

Miszel to traper. Czy podlega temu jakakolwiek dyskusja? Nie. “W stronę światła” to rzeczywiście prawdziwy trap, który w połączeniu z ogromnymi emocjami artysty – daje znakomity debiut. A ten z pewnością tak szybko nie ucichnie, a będzie jeszcze bardziej rozbrzmiewał. Brakowało takiego rapera, jakim obecnie jest Miszel. Odkrycie? Na pewno. Propsy w jego stronę nie są bezpodstawne. Oczekiwania były spore, ale teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć (jak kiedyś KęKę) – Zrobiłeś to chłopak.

Miszel – W stronę światła

Ocena recenzenta:

7/10

O Miszelu pisaliśmy już à propos raperów, których warto będzie śledzić w 2021 roku. Teraz wiemy, że się nie myliliśmy. Zapraszamy, jeśli kogoś ten artykuł ominął.

Obserwuj Miszela na;
Facebook’u
Instagramie
Spotify

Album “W stronę światła” – odsłuch Spotify

Chcesz być na bieżąco z naszymi wpisami? Kliknij dzwoneczek po lewej stronie!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.