Jak co roku, zastanawiamy się, kto podbije polską rap grę, oraz kto wybije się najwyżej spośród konkurencji, która, umówmy się, jest spora. Mój redakcyjny kolega napisał artykuł o tym, na kogo czekamy w 2021 roku. Natomiast ja chciałbym przedstawić sylwetki 7 artystów. Dlaczego? Są to w mojej opinii raperzy, których warto śledzić w 2021 roku. Według mnie w nadchodzących 12 miesiącach mogą pokazać się dobitniej szerszej publiczności i mocniej zaznaczyć na naszej rapowej scenie.
Są oni z pokolenia nade wszystko ceniącego sobie wolność oraz niebojącego się mówić o tym, co się dzieje na ulicach naszego kraju, a także w psychikach młodych ludzi. Już od kilku miesięcy zauważam, że nadchodzi nowa fala artystów o zupełnie innej mentalności i o innej świadomości, niż ci z pierwszego rzutu nowej szkoły w Polsce. Czy dorabiam do tego jakiejś ideologii? Być może. Natomiast na przykładzie tych twórców mogę powiedzieć dwie rzeczy: o polski rap nie musimy się martwić oraz fani „prawdziwego hip-hopu” nie będą mogli powiedzieć – motto młodych talentów to tylko „ciuchy, kobiety i hajs”, nawiązując do klasyka pewnego artysty z Ciechanowa. Zapraszam do zapoznania się z sylwetkami tychże twórców! Dzięki temu zrozumiecie, dlaczego są to raperzy, których warto śledzić w 2021 roku!
Bażant
9 czerwca miała miejsce premiera jednego z najgłośniejszych kawałków w tym roku, jeśli chodzi o polskie podziemie, ale myślę, że nie tylko. Chodzi oczywiście o numer „Nic dobrego o Polsce”, który narobił zamieszania wokół artysty, jakim jest Bażant. Reprezentant warszawskiego podziemia już we wcześniejszych latach wrzucał swoje numery na kanały Kstyka, Freshville czy Los Santos Drill Music. Dopiero współpraca z marką Fresh N Dope pozwoliła mu się wybić wyżej. I to w jakim stylu.
28 grudnia 2020 roku wyszedł jego debiutancki album pod tym samym tytułem, co jego najmocniejszy singiel. Nazwa zarówno numeru, jak i krążka to nawiązanie do „Nothing Great About Britain” Slowthaia – jednego z największych nadziei rapu na Wyspach Brytyjskich. I choć Bażantowi daleko do jego stylu (co w sumie jest zaletą, bo to znak, że nie kopiuje nikogo) to równie mocno zaznaczył się na scenie (w tym przypadku jeszcze podziemnej) oraz równie bezkompromisowo nawinął o tym, co się dzieje z młodymi ludźmi na ulicach naszego kraju.
Bażant to przede wszystkim niesamowita dojrzałość i wrażliwość, a jest przecież bardzo młodym człowiekiem. Może jego liryka nie jest wybitna (choć zdarzą się u niego świetne linijki oparte przede wszystkim na follow up’ach), ale w połączeniu z jego niesamowitym flow, uderza nas ona bardzo mocno w serce. Bażant potrafi zarzucić mocne i szczere obserwacje zarówno wobec tego, co się wokół niego dzieje, jak i na temat samego siebie.
Krzyczy, podśpiewuje, przyspiesza, ale przede wszystkim potrafi użyć efektów na wokalu, tam, gdzie jest to potrzebne. To tylko wzmacnia jego przekaz. Bedoes i Szpaku – uczcie się od niego! Głos to zdecydowanie największy atut Bażanta – jest on medium wszystkiego, co go dotyka.
Drill, trap, elektronika – wszędzie ten młody raper dobrze się porusza. Z tego, co wiadomo, ma podpisany kontrakt na dystrybucję z Universalem. A to dopiero początek.
Asthma
Jeszcze większą furorę od głównego singla Bażanta, zrobił utwór, który miał swoją premierę 31 sierpnia 2020 roku. Mowa oczywiście o „Centrali”, nawiązującej bezpośrednio do numeru Brygady Kryzys o tym samym tytule. Z miejsca ten utwór został ogłoszony manifestem pokoleniowym oraz mówiło się o nim tyle samo, co o „Polskim Tangu”. Sprawcą całego zamieszania jest pochodzący z Bielska-Białej Asthma. Ciekawsze jest to, że pierwsze numery właściwie wypuścił w maju tego roku na swoim kanale. Wcześniej nigdzie się nie pojawiał.
Porównując Asthmę z Bażantem to właśnie temu pierwszemu jest bliżej do przywołanego już Slowthaia niż twórcy „Nic dobrego o Polsce”. Dlaczego? Otóż raper z Bielska, abstrahując od tego, że jego pierwsze nagrania były w języku angielskim, stworzył ep-kę „All is love” w duchu agresywnego punku. A jak wiemy Slowthai to właśnie połączenie punku z rapem.
Asthma tworzy w bardzo surowym, lodowatym, mrożącym krew w żyłach klimacie. Jego rap to inspiracja wschodnim wybrzeżem końcówki lat 80 i początku lat 90, czyli brudem i zaangażowaniem społecznym Public Enemy, KRS-One’a czy Nasa. Widzę też podobieństwa do młodzieńczego buntu reprezentowanym wtedy przez Beastie Boys’ów (a propo punku i rapu)
Jednak tym, co najbardziej zadziwia pewnie nie tylko mnie to, to, jak Asthma potrafi się odnaleźć w różnych stylach. Jego rap po polsku to zdecydowanie inna bajka niż to, co przedstawił nam na „All is love”. Chłodne, kipiące wręcz stoickim spokojem, a do tego niezachwianą pewnością siebie, wypunktowane opowieści o podziałach, ale także konsekwentne próby nawoływania do pokoju.
Mamy więc młodego rapera o dwóch obliczach. Nic dziwnego, że Def Jam postanowiło sięgnąć po tego artystę. Będzie to świetne nawiązanie do funkcjonowania tej wytwórni w latach 80. Jestem bardzo ciekaw, czy swój debiut nagra w stylu Public Enemy, czy Beastie Boys’ów. Wiem jedno: będzie o niej głośno.
Miszel
Rok 2020 był jedną wielką dyskusją na temat tego, czy w Polsce można robić drill. Jak wiemy, polscy fani rapu przywiązują ogromną uwagę do nadużywanej frazy „prawdziwość”. Oczywiście, w zeszłym roku otrzymaliśmy dużo nieudanych prób romansu naszych rodzimych artystów z tym podgatunkiem trapu, co pogłębiło przekonanie, że drill nie jest dla nas. Niemniej uliczny rap już dawno się wyczerpał, zostając w czasach prawilnego trueschool’u (oczywiście z wyjątkami) i potrzeba było tutaj świeżości. Potem przyszedł Miszel i pokazał, że uliczny rap to nie tylko zasady. I że można robić w Polsce drill.
Miszel ma drill oraz Wielką Brytanię (regularnie tam jeździ, a nawet przez chwilę tam mieszkał) we krwi. Przede wszystkim, jako jeden z niewielu artystów na naszej scenie, wie, jakie było pierwotne znaczenie i założenie trapu w jego początkach, gdy swoje pierwsze numery nagrywał m.in. T.I. Trap to nie, jak polscy fani rapu zdążyli się przyzwyczaić w drugiej dekadzie XXI wieku, jedynie lans pod bujające brzmienie. Trap to bloki i ucieczka z brudnych ulic.
Reprezentant QueQuality właściwie o tym nawija, tylko że inaczej. I to go wyróżnia spośród ulicznych, trueschool’owych artystów rapujących w sumie o tym samym, tylko sztywno, jednostajnie i bez polotu. Tak, że wielu słuchaczy nie rusza to już od 10 lat. Raper z Katowic natomiast porywa serca całkowicie.
Miszel to emocje, jakich w tym odłamie rapu dawno nie było. Jego największą siłą jest jego drżący wokal oraz flow. Znakomicie potrafi przejść z krzyku wyrażającego cały ból polskich bloków, do szeptu reprezentującego ciszę, jaka występuje w umysłach ludzi, niepragnących usłyszeć tego, co się dzieje za betonowymi ścianami. Umiejętnie bawi się atmosferą na swoich numerach. Dodatkowo charakteryzują go mocne obserwacje o agresji i bezkompromisowości na blokach, a także angielskie wstawki dodające aury. Miszel to nadzieja polskiej ulicy. Czekamy na jego debiut w QueQuality!
Hermes
Sylwetkę Hermesa mniej więcej przedstawiłem przy okazji recenzji jego zeszłorocznego albumu „Czarna Kawa”. Zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. To nie znaczy jednak, że nie należy o raperze z Łodzi pisać więcej. Jest to zdecydowanie najdojrzalszy, najbardziej świadomy swojego warsztatu artysta w całym tym zestawieniu. Jego łódzki charakter uwolnił się z łańcuchów i jest głodny kolejnych sukcesów. A te na pewno przyjdą.
Hermes ma wszystko, aby już w tym roku spróbować się wbić w mainstream. Ostre, dosadne, bezkompromisowe obserwacje. Dystans do siebie, poczucie humoru, umiejętne posługiwanie się ironią. Bardzo ciekawe pomysły na kawałki cechujące się spójnością i elementami zaskoczenia. Wspomniana samoświadomość zarówno pod względem umiejętności, jak i cech osobistych. Zmienne, bardzo dobrze używane w danych momentach flow. I słuch do beatów.
Ja naprawdę nie przesadzam. Wszystko, co wyżej napisałem, jest wnioskiem wyciągniętym po przesłuchaniu właśnie „Czarnej Kawy”, a także jego pierwszego projektu, czyli „Komety” nagranym razem z producentem SkyZ. Przesłuchajcie sobie numer „W związku z tym (Teatrologia)”. Tam najbardziej widać, jak Hermes jest uzdolniony muzycznie, gdy zmienia flow i beat wraz z kolejnymi zwrotkami swojej opowieści. A jeśli chcecie zasmakować gniewnego łódzkiego charakteru, to wystarczy sobie puścić numer pod tym samym tytułem.
Co więc właściwie Hermes powinien szlifować, skoro posiada wszystko to, co napisałem wyżej? Przede wszystkim swój własny styl, ponieważ słychać w nim jeszcze innych artystów. Lirykę, jako że czasami jeszcze jest w tym aspekcie za typowo. I rymy. Bardzo bym chciał usłyszeć Hermesa na grime’owych beatach, ponieważ to, jak się wbił na „Concorde”, to klękajcie narody. I choć marudziłem w swojej recenzji, że akurat beat z tego numeru za bardzo przypomina „Simie” Białasa, to surowy, mocno bassowy klimat U.K znakomicie pasowałby do agresywnego, ostrego stylu Hermesa. Zwłaszcza że, byłoby to ciekawą alternatywą dla drillu. Łódzki raper zapowiedział na ten rok 2 albumy. Czekam z niecierpliwością!
OsaKa
Reprezentant ekipy Indahouse, której wspólny album wyszedł 19 stycznia tego roku. OsaKa, po Szymim Szymsie, będącym już po oficjalnym debiucie w QueQuality, jest najbardziej rozchwytywanym zawodnikiem koszalińskiej ekipy. Nic dziwnego. W końcu wspólne wybicie zawdzięczają sobie nawzajem, świetnie prezentując się na nagranych razem utworach (na czele tych kawałków oczywiście jest „Yakuza”) wypuszczonych na kanale HHNS Hype’a. Poza tym, jak możecie się dowiedzieć z mojej recenzji „Indamixtape’u”, OsaKa to gracz, który zdecydowanie wyszedł poza resztę ekipy. Teraz czas na solowe ruchy.
Jak to mówi o sobie w najnowszym numerze mającym być przedsmakiem tego, co nas czeka z jego strony 2021 roku, jest „krzykiem, szeptem”. Rzeczywiście coś w tym jest. OsaKa znakomicie swoim wokalem buduje klimat utworów. Jest po Piotrze Cartmanie kolejnym zawodnikiem kreującym cudowną, psychodeliczną aurę. Inspiruje się on Kalibrem 44 a jego idolem, jak możecie dowiedzieć się z naszego wywiadu z ekipą Indahouse, jest Magik. Wracając jednak do psychodelii, tworzy ją nie tylko swoim głosem, ale także np. poruszaniem się na teledyskach. Buduję tę atmosferę w inny sposób niż twórca „Strefy Dyskomfortu”.
OsaKa jest bardziej emocjonalnym raperem niż gracz QueQuality. Wystarczy posłuchać jego numerów z EP-ki Reverse takich jak: „Biegnę” oraz „Ile”. Szczególnie ten pierwszy kawałek niesamowicie uderza w serce i pokazuje OsaKę, jako artystę nieznającego zewnętrznego strachu, w którym paradoksalnie wewnętrznie tkwi tego strachu najwięcej. Słuchając jego numerów, czuję się jak w nawiedzonym domu, w którym nocą to właśnie sam dla siebie jestem największym zagrożeniem.
OsaKa potrafi i emocjonalnie podśpiewywać i krzyczeć w sposób psychotyczny. Jego drżenie głosu, ale także mocna liryka sprawiają ciarki na całym ciele. Porusza się i po mocnych trapowych beatach i po gitarowych balladach i po futurystycznych, psychodelicznych produkcjach. Teraz wystarczy mu to wszystko połączyć w debiut, który będzie wizytówką jego stylu. Pytanie tylko w jakiej wytwórni?
Feno
Człowiek rock and roll, ulubieniec polskich fanów rapu we wszelkich możliwych mediach społecznościowych, wolna dusza niebojąca się żadnych eksperymentów oraz artysta pełną gębą. Feno to zdecydowanie jedna z najpozytywniejszych postaci, jaka przydarzyła się polskiej rap grze w ostatnich latach. Członek ekipy Ramzes Studio, której przewodzi jedno z największych producenckich odkryć ostatnich miesięcy, czyli Ramzes. Po Deysie i Karianie kolejny zawodnik Hashashins, o którym powinno być głośno. Bo jest to przede wszystkim świetny muzyk.
Oczywiście, gitarowe brzmienia to wizytówka ekipy Hashashins. Natomiast o ile Deys idzie w coldwave, a Karian w nostalgicznego blues’a, to Feno jest tą mocniejszą, punk-rockową wersją takiego rodzaju wyrażania treści. Nade wszystko ceni on sobie wolność i indywidualizm. Oczywiście, o każdym raperze można tak powiedzieć, ale u Feno nie chodzi tylko w tym przypadku jedynie o muzykę, ale ogólnie o to, co się dzieje na świecie. Buntownik z krwi i kości.
Feno to połączenie dzikiej, wręcz narkotycznej, szczerej agresji, która wbija w ziemię z przeplataną między wersami poetyckością dodającej mu waloru artystycznego. Potrafi i krzyczeć i śpiewać, a wszystko to jest praktycznie owiane niesłabnącą charyzmą. To sprawia, że w muzyce Feno kompletnie nie czujemy smutku, nawet jeśli zarzuci nam emocjonalne wersy. Reprezentant Hashashins bardzo dobrze opowiada i o ludziach i o schematach nimi rządzących, ale i np. o przyrodzie. Jego numer pt. Ballada ekologiczna do dzisiaj jest jednym z najbardziej tragikomicznych numerów o naszej planecie. Znakomicie wypunktował to, jak ludzie traktują Matkę Ziemię.
Feno na razie wypuścił dwa albumy wraz z Ramzesem. Były to krążki „Poszukiwacze innego podejścia” oraz „Którędy wychodzi się na ludzi”. (który mieliśmy przyjemność patronować!). Jednak dopiero szerszej publiczności pokazał się dzięki świetnemu zaprezentowaniu się na „Froncie” Hashashins oraz w całym projekcie, jakim była Hashachata. Teraz nadchodzi jego nowy album pt. Neopunk, do którego wyszły już 3 single. Sprawdzajcie, warto!
Zarzycki
Zapewne najmniej znany przez słuchaczy rapu członek tego zestawienia o najmniejszym dorobku twórczym. Zarzycki, bo o nim mowa, posiada jedynie 4 (przynajmniej ja tyle znalazłem) solowe numery (wliczając jego 16-tke z #hot16challenge2). Natomiast ten jeden, najważniejszy pt. Czarna woda, znalazł się na składance QueQuality „untitled01”, zrzeszającą artystów spoza wytwórni Quebonafide. I według mnie zaprezentował się tam najciekawiej, chociaż na trackliście widniały takie tuzy, jak Bonson, Kukon, Tymek czy ZetHa. A to znaczy, że chłopak musi mieć talent.
Ma ten talent. Nie bez powodu promuje go właśnie QueQuality (wraz z UNDERRATED). To na ich stronie możecie zakupić jego debiutancki album, czyli „Wehikuł”, a pierwszy klip do numeru „Confetti” zapowiadający krążek wjechał na ich YT. Zanim wypuścił „Czarną Wodę”, wędrował po różnych podziemnych kanałach. Mogliśmy go usłyszeć u Kstyka, w Indahouse, czy u Upojonych. Jednak najczęściej udzielał się w kolaboracyjnych utworach. Dopiero w 2020 roku dał nam przedsmak swoich umiejętności.
Zarzycki balansuje na granicy rapu i R&B. W swoich utworach tworzy narkotyczny klimat. Słuchając jego numerów, czuję, jakbym był w kosmicznej pustce, próbując w niej odnaleźć własną planetę, która będzie opuszczona i nie będzie na niej żadnych konfliktów. Artysta ten bardzo obrazowo, poetycko przedstawia relacje pomiędzy ludźmi, nawołując, tak, jak wspomniany już Asthma, do pokoju. Posiada też lekkość w budowaniu historii (są przemyślane) a my chcemy jej słuchać, dzięki jego niesamowitemu wokalowi. Jest to kolejny raper z tego zestawienia, który bazuje na głosie i robi to tak, że wręcz unosi nas w powietrze jego lekkością. Po prostu, jakby to banalnie nie brzmiało, przyjemnie się go słucha.
Oczywiście, wielu fanów rapu będzie tutaj kręciło nosem, że to kolejny miałki traper, co to się rozczula nad sobą. Ja natomiast uważam, że właśnie ta delikatność w nawijce jest jego największym atutem. Czekam na jego debiut z niecierpliwością!
Dodaj komentarz