Kwaśny deszcz | VBS – ”Orange Shower” [Recenzja]

VBS OrangeShower(okładka)

VBS w QueQuality jest już dość długo jak na rapera, który jeszcze wielkiego sukcesu w swojej karierze nie osiągnął. Dotychczas wypuścił on, w barwach wytwórni założonej przez Quebonafide, który jak widać, wierzy w artystę pochodzącego z Suwałk, dwa albumy. Były to, cenione przeze mnie, krążki: ”Szukaj mnie” oraz ”Stowarzyszenie Umarłych Raperów” w duecie z Przyłucem (o tej drugiej płycie pisaliśmy tutaj).

Jego debiut w QueQuality w 2017 roku przeszedł bez wielkiego echa, ale zaznaczył się na polskiej scenie. W 2018 roku raper wrócił na chwilę na kanał Kstyka i puścił tam świetne ”Z życia wzięte 2”. Była to kontynuacja pierwszej części projektu, dzięki której Que go przygarnął do siebie. Zebrała ona w podziemiu świetne recenzje. W konsekwencji V w 2019 roku wypuścił na świat wymieniony drugi przeze mnie wyżej krążek po to, aby w końcu wbić się do mainstreamu. Skończyło się jednak na tym, iż to Przyłu zebrał o wiele lepsze recenzje, jeśli chodzi o ”SUR”. Według mnie oby dwaj panowie trzymali równy poziom. Wiktorowi również należały się pochwały za ten projekt.

VBS może tym samym czuć się niedoceniony, ponieważ zdecydowanie zasługuje na więcej uwagi ze strony środowiska. Ma charyzmę, ma technikę, a przede wszystkim słuch do muzyki i dryg producencki, jako że ukończył szkołę muzyczną. Posiada także doświadczenie w wielu innych gatunkach muzycznych i dzięki temu jest wszechstronnym artystą. Niestety obsesyjna chęć osiągnięcia przez niego większego sukcesu, spowodowana tymże pomijaniem go, spowodowała, iż wypuścił on najgorszą według mnie płytę, jaka wyszła spod szyldu QueQuality. Mianowicie chodzi mi o album ”Orange Shower”, który miał swoją premierę 28 sierpnia tego roku. Zapraszam was do zapoznania się z tekstem, dlaczego tak, a nie inaczej myślę o najnowszym projekcie rapera z Suwałk.

VBS - ''Orange Shower'' (okładka)

Czym miało być ”Orange Shower”?

Według opisu przedstawionego nam przez samego zainteresowanego ”Orange Shower” to postawienie na muzykę, która nie ma nas za zadanie uczyć, wychowywać czy do czegoś przekonywać. To już miało zwiastować, iż otrzymamy inny krążek niż ”Stowarzyszenie Umarłych Raperów”. Ten był nasiąknięty zaangażowaną, emocjonalną treścią oraz dobrze napisaną braggą nakierowaną na polską scenę. Sam tytuł tego albumu zresztą był prztyczkiem w stronę środowiska.

I rzeczywiście pierwszy numer pod tym samym tytułem co nazwa płyty, promujący album, na którym gościnnie udzielił się kochający takie klimaty Deys, potwierdził tę tezę. Przyjemny, bujający w pozytywny sposób, gitarowy beat oraz podśpiewywane zwrotki i refren. Idealny przepis na dobry singiel. Nie był on wielki pod względem liryki (taki wedle definicji ”Orange Shower” miał być), ale mogliśmy znaleźć tam kilka ciekawych wersów ze strony Wiktora. Sam numer traktuje o oczyszczeniu ze wszelkiego rodzaju toksycznych relacji czy używek. Mnie osobiście spodobał się ten utwór i byłem ciekaw co dalej.

”A jakieś ćpuny chcą mi mówić jak mam robić rzeczy/Najpierw się jeden z drugim leczcie z benzodiazepin/To miasto mnie tuli i smuci jak empi-tablety/Bo ma swe korzyści i wady jak napad na sklepy”

VBS – ”Orange Shower”

Czym rzeczywiście jest ”Orange Shower”?

Jestem słuchaczem, który naprawdę jest wyrozumiały. Nie jestem z tych, co krzyczą, że na każdym albumie musi być wielka wartościowa treść, bo tylko wtedy można coś nazwać rapem. Nie mam nic do artystów pokroju White’a 2115, Żabsona, Qry’ego czy Kizo. Natomiast mam listę pewnych muzyków, od których wymagam czegoś więcej bądź przynajmniej utrzymania pewnego poziomu. VBS dotychczas to robił. Ba, nawet przewyższał moje oczekiwania. Na tym krążku niestety wszystko podziało się inaczej niż dotychczas. Bardzo nad tym boleję.

Tak więc ”Orange Shower” z początkującego, oczyszczającego, relaksującego prysznicu stał się kwaśnym deszczem, który przeżarł moje uszy i mózg. Gdy zakończyłem odsłuch tej płyty, po prostu bolało mnie serce. Wiktor, dlaczego to zrobiłeś?

Rozdmuchane ego

W drugim numerze z ”Orange Shower” czyli ”WDM” czuć było jeszcze dawnego, bezczelnego Wiktora pragnącego w końcu odnieść sukces i w tym celu oczyścić się ze wszystkiego. W następnych utworach niestety tej braggi było już za dużo. Gdyby ona była jeszcze dobrze podana, może doceniłbym ją bardziej. Niestety, w większości przypadków otrzymaliśmy puste strzały w powietrze. Najczęściej zawarte w tych pociskach były teksty o tym, że Wiki chce być w końcu sławny, mieć pieniądze, fanki i udowodnić wszystkim, iż nie jest tylko zwykłym typem z osiedla. I ogólnie chodzi o tutaj o to, że on za chwilę wyjaśni całą rap grę, albo nawet już to robi.

Czułem się tak jakbym słuchał randomowego gracza z podziemia dopiero co stawiającego pierwsze kroki na scenie i nie wiedzącego, że te patenty dawno przestały mieć jakikolwiek wpływ na słuchaczy. Nuda totalna. Z wyróżniającego artysty Wiktor poszedł w przeciętność. Wygląda na tych utworach tak, jakby nie posiadał on żadnego doświadczenia czy własnego stylu. A przecież wiemy, iż to jest nieprawda. Czy było warto obrać taki kierunek? Według mnie nie.

Zwłaszcza iż VBS, mimo wszystko nie osiągnął (niestety) jeszcze żadnego sukcesu. Tym bardziej dla mnie te naboje nie mają takiej mocy, jaką nadał im w swoim mniemaniu raper z Suwałk. Utwór ”Tupac” jest dla mnie najgorszym numerem tego roku.

,,Ziomy z wawy mówią “Zrób porządek”/Przyjmuję zakłady, kiedy to pierdolnie/Zakładam kaptur, a nie, że to dobre/Ty obczajaj ciastuś jak się robi formę”

VBS – ”Tupac”

Przewidywalność

VBS na swoim nowym albumie jest tak przewidywalny, jak Kizo na swoich numerach. To porównanie zdecydowanie powinno dać Wiktorowi do myślenia. Jednak pewnie nie będzie go obchodzić co napisał jakiś tam typ z Followrapu. Natomiast ja udowodnię wam, dlaczego zdecydowałem się takiego zestawienia użyć.

Schemat liryki tego krążka na każdym utworze wygląda mniej więcej tak. Refren, w którym jest coś o głupich, w jego mniemaniu pannach. Później trochę wspomnianej braggi o tym, że V chce być taki, taki i taki oraz mieć to, to i to. Dalej coś o tym, że kiedyś było tak, a teraz robi muzę. I znowu jakieś wersy o pannach. Na koniec mówi o innych ludziach, że oni są tacy, a on taki nie jest. A i jeszcze zapomniałem o wplecionych wersach o ziomach, QueQuality i Quebie. W nich V chwali się, że oni są za nim i dzięki temu na pewno odniesie sukces. Konkurencja dla Gangu 2115 po prostu. Na tym mogę skończyć. A nie czekaj, smaczku dodaje kontekst, iż reprezentant QueQuality atakował za wymienione przeze mnie rzeczy Zeamsone’a. Tym bardziej zabawny wydaje mi się punch z tracku ”AsianSweetChilli” gdzie VBS nawija:

”Kto tak wrzuca to na werble, potem mixuje hiciory/Ty powtarzasz się jak wcześniej, znowu te same utwory”

VBS – ”AsianSweetChilli”

Strzał w kolano. Nic więcej nie trzeba dodawać.

Generator trap

Warstwa muzyczna oczywiście lepiej się spisuje na tym albumie niż liryka. O wiele efektywniej także spełnia założenia hasła ”Orange Shower”. Zwłaszcza w kontekście rozluźnienia, relaksu i pozytywnego bujania. Jest dobrze, jednak bez szału. Mam przy tym wrażenie, że te beaty nie mają w sobie duszy, jaką czułem przy okazji słuchania produkcji ze wcześniejszych projektów VBS’a. Nawet jeśli się w nie wczuwam, nie dają mi nie wiadomo jak wielkiego polotu. Po prostu fajnie jest się przy nich na chwilę poruszać, natomiast na dłuższą metę tracą swoją moc i wydają mi się płaskie. Dlatego też tak bardzo sobie cenię produkcję do wspomnianego singla ”Orange Shower”. Tam doznaje tę artystyczną, muzyczną duszę Wiktora.

VBS czy Trill Pem?

I tu przechodzimy do czegoś, co mnie najbardziej zabolało, zakuło czy sprawiło, iż poczułem lekką żenadę. Chodzi mianowicie o flow reprezentanta QueQuality. Gdy wjeżdżają wspomniane beaty z generatora trap, VBS, nie wiem czemu, zaczyna naśladować Trill Pema. Dosłownie występują tutaj te same gry wokalem oraz sposób artykulacji wyrazów co u reprezentanta Fresh N Dope. O co tu chodzi?

Ja rozumiem, że panowie się lubią, bo to widać, chociażby na instastory. Natomiast Wiktor, proszę cię, bez przesady! Naprawdę, ja słyszałem w paru momentach Trill Pema, nie VBS’a. Zresztą nie tylko ja, co już zauważyłem przy dyskusjach nad tą płytą. Sam Trill Pem zresztą udzielił się gościnnie na tym albumie, ale może jego zwrotkę przemilczmy, gdyż nie warto o niej wspominać. Natomiast bardziej kłuje mnie w serce to, iż VBS mu dorównuje na ich wspólnym utworze. W negatywnym tego słowa znaczeniu. Chyba najbardziej żenujące wersy ze strony Wiktora, jakie od niego usłyszałem, pochodzą właśnie z tracku ”Check ID”.

”Chcesz fotę, foteczkę czy może więcej?/Koło mnie jest moja bejbe/Ale podam cię ziomowi, który weźmie cię na sto sposobów/W biurze, w domu, chcesz się *ahh*, pokaż dowód”

VBS – ”Check ID”

Oczywiście to nie tak, iż raper z Suwałk na całym albumie tak się bawi. Nie, w wielu momentach potrafi przyspieszyć, krzyknąć, czy podśpiewywać w swój charyzmatyczny dla siebie sposób, co udowadniał już wiele razy. Ostatecznie jednak nie przebija się to przez liczne wady tego krążka. A tych, jak widzicie, jest sporo.

Dobranoc panie VBS

Mam nadzieję, że sny podpowiedzą ci, w jaką stronę powinieneś pójść. Z kolei, gdy się obudzisz, pokażesz nam, to, co przedstawiłeś na ostatnim tracku z ”Orange Shower”. Chodzi mi dokładnie o numer ”Dobranoc” z gościnką Bonsona. Tam Wiktor pokazał nam, iż da się tworzyć dobre numery z duszą i że on sam potrafi jeszcze niekonwencjonalnie w rap. Masa ciekawych punche’y w stronę ulicy, zaciętość i trueschool’owy sznyt w nowoczesnej formie – wszystko to, co VBS potrafi najlepiej.

Na blokach ekstraklasa, każdy odbija piłeczkę/Z tych waszych śmiesznych zasad – może serio trzy konkretne/Wszystko by chcieli ASAP i wszystkiego na plus więcej/Jak możesz bić lewaka, mając dwie lewe ręce?”

VBS – ”Dobranoc”

VBS, jeszcze nie wszystko stracone!

Oczywiście nie chcę, aby Wiktor ciągle pozostawał w jednej, uliczno-emocjonalnej stylistyce, która pozwoliła mu dołączyć do QueQuality. Wiadome jest, że artysta musi się rozwijać i być różnorodnym muzykiem, aby trafiać tym samym do różnych grup odbiorców. Natomiast Wiktor musi spróbować jednak sprawdzić w innej odsłonie, niż zaprezentował nam na ”Orange Shower”. Ta niestety nie wypaliła tak, jak powinna. Sam pomysł na album wydawał się bardzo dobry. Wykonanie niestety zawiodło.

Gdy mam ochotę zażyć ”Orange Shower” wtedy puszczam sobie ”Audioportret” Mięthy, ”Zapach zimy i papierosów” Hodaka, ”Element” Gverilli, czy ”Czarny Swing” Miłego ATZ. Te albumy nie atakują mnie inwazyjną treścią, a posiadają swój własny oryginalny styl oraz tworzą jedyny swego rodzaju vibe.

Myślę, że tego właśnie zabrakło Wiktorowi na ”Orange Shower”. Swojego własnego stylu. Zbyt duża masa patentów zza granicy, zbyt mała ilość Wiktora na tym krążku. Tę duszę VBS’a zauważyłem w całości w dwóch utworach i w połowie w jednym. W pierwszej kategorii chodzi mi o chwalone przeze mnie ”Orange Shower” i ”Dobranoc”. Jeśli chodzi o drugą grupę, to tu wchodzi ”WDM”. Reszta to nie Wiktor, to ktoś inny. Ktoś, kogo nie chcę słuchać. VBS według mnie posiada ogromny potencjał i wcale nie jest w moim odczuciu gorszy od Przyłuca, Szymiego Szymsa czy Piotra Cartmana. Być może po prostu jeszcze nie przyszedł jego czas.

VBS – Orange Shower

Ocena recenzenta:

4/10

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.