Doktor Jekyll i pan Hyde na nowej płycie Zeusa….
Zeus to artysta na naszej scenie nieszablonowy. Człowiek, który sumiennie, krok po kroku, płyta po płycie, szedł w kierunku sukcesu. Po drodze był nierozumiany, wyśmiewany, krytykowany, ale również zawsze miał swoje grono odbiorców, którzy widzieli w nim ogrom talentu. Talent ten eksplodował na płycie „Zeus. Nie żyje”. W roku 2012 wszyscy mówili o tym albumie, jako o jednym z najlepszych na naszej scenie. Sukces przyniósł wielkie zmiany w życiu Kamila, ale i w jego twórczości.
Poniżej powinna być reklama. Jeśli jest – super, dzięki! Jeśli jej nie widzisz, to albo post został niedawno opublikowany, albo masz aktywną blokadę reklam. Będziemy bardzo wdzięczni, jeśli wyłączysz dla nas Ad Blocka. Dodaj FollowRAP do wyjątków/białej listy. Nienawidzisz reklam? My też, ale będziemy wdzięczni za wsparcie – postaw nam kawę. |
Kolejny album „Zeus. Jest super” pokazał nam nową twarz autora. Był to krążek przesiąknięty optymizmem, tekstami, których nie powstydziliby się prowadzący spotkań kołczingowych. Wszystko to, jednak było bezbarwne oraz przesiąknięte tanim popem w tle. Była to płyta, która w mojej opinii nigdy nie powinna się zdarzyć, bo zwyczajnie brzmiała jak ogromny regres pod względem lirycznym oraz produkcyjnym. Można stwierdzić, że sukces w życiu prywatnym sprowadził nam upadek na tle artystycznym.
Lirycznie jest bardzo dobrze
Dlaczego zahaczam o album sprzed 5 lat? Obecnie mamy do czynienia z Zeusem, który doskonale wie, co chce nam przekazać. Tu każdy wers jest przemyślany. Jest o wiele mniej taniego moralizatorstwa oraz wersów, które brzmią tak tandetnie, że na myśl przynoszą najgorsze twory Verby jak było na „Zeus. Jest super”. Mamy tu dużo linijek, które świadczą o przebytej drodze przez rapera, są tu świadectwa przemyśleń swoich kroków. Jest wiele retrospekcji, analiz psychologicznych oraz lirycznej spowiedzi.
„Mój spacer poza ich pokładem znów na deski kładzie co słuszne
Ognie świętego Elma na krańcach masztów, presja na krańcach barków
Na płonących deskach teatru szaleństwa znów miga rezerwa i bankrut
W momentach zwątpienia, sam się upewniam, że strach mój próbuje mnie zaszczuć
I że ten ocean co wściekle uderza o kadłub też niesie mnie naprzód”
Autor potrafi zgrabnie pisać, wymaga od siebie oraz od słuchacza czegoś więcej niż prostota. Mamy dużo bardzo udanych gier słownych, znajdujemy wiele wszechstronnych odniesień. Technicznie jest również różnorodnie. Słychać, że raper wciąż poszukuje nowych sposobów na wyrażenie swoich emocji. Czasem, aż za bardzo słychać to ciągłe poszukiwanie, są momenty które brzmią słabo, takie które ktoś obok powinien wytknąć autorowi i powiedzieć, że to już nie brzmi dobrze. Za to Justyna Kuśmierczyk, która pojawia się w wielu utworach brzmi bardzo dobrze, to wokalistka z szerokim warsztatem, jej głos pasuje do wybranych bitów. A skoro już mówimy o bitach…
Muzycznie jest tragicznie
Bity to absolutnie najsłabsza część tej płyty. Brak krytycznego spojrzenia kogoś, poza autorem albumu oraz producentem w postaci Klonowsky’ego momentami wręcz wali nas w twarz z siłą pioruna. Są tu momenty, które na myśl przynoszą najgorsze treści z radia Eska. Pod względem bitowym to potworek niczym „Zeus. Jest super”. Wszystko brzmi tak nijako oraz płasko, aż wierzyć się nie chce, że Zeus, który przecież jest również producentem, dokonał wyboru tych bitów. Jeżeli ktoś nie wierzy, że one potrafią zabić lirykę, niech sprawdzi ten album. Są tu momenty, kiedy Zeus opowiada o bardzo ciężkich uczuciach, o tematach, które mają w nas wywołać niepokój oraz refleksję. Ale mając za tło wesołe brzmienie z Eurowizji, cały ciężar zanika… To trochę jak w przypadku relacji Jokera oraz Harley Quinn, tyle że tu to cukierkowy podkład znęca się nad liryką…
Mam nadzieję, że już wiecie, skąd odniesienie do znanej postaci z podwójną osobowością. Zeus to bardzo dobry raper, który cały czas mam wrażenie szuka większego targetu. Czy koniecznie musi go znaleźć wśród słuchaczy, którzy umieszczą go między Liberem, Feel, a Golec uOrkiestra na swojej playliście? Ta płyta brzmi tak, jakby autor zwątpił, że sami rapowi słuchacze mu wystarczą. Są tu momenty, które przywodzą na myśl najgorsze czasy naszego rapu. Brzmienie jest tandetnie radiowe. Chciałbym usłyszeć ten album wydany ponownie, ale na innych bitach i przede wszystkim z kimś w studio, kto zatrzyma zapędy rapera do popowych wycieczek. Producent wykonawczy potrzebny od zaraz!
- Premiera albumu “W poszukiwaniu siebie” miała miejsce 07.02.2020 – Sprawdź Kalendarium.
- Sprawdź inne nasze Recenzje
- Chcesz podzielić się opinią? Wpadnij na naszą grupę FollowRAP Familia, lub Napisz do nas.
Nie zgadzam się Marcinie absolutnie z krytyką bitów. Nie wszystko musi brzmieć jak East Coast początku lat ’90. Każdy jednak ma prawo do własnej opinii…
Generalnie zauważyłem, że przypierdolka o bity jest cały czas od “Jest Super” i zupełnie tego nie czaję. Wszelkie diskorapy typu jangi, żaby itp. są tolerowane – tu wszyscy oczekują Zeusa z depresją… I właśnie, gdyby chciał zwiększyć target – wróciłby do kierunku z “Nie Żyje”.
Pozwolę sobie w punktach odpowiedzieć na każdy zarzut i przedstawić mój punkt widzenia:
1. Nigdzie nie napisałem, że oczekuję na każdej płycie bitów ala East Coast z lat 90. Kocham muzykalność w rapie i uważam, że im więcej szeroko pojętej muzyki w muzyce rap, tym momentami lepiej. Problem z podkładami na ostatnich albumach Zeusa, jest wg mnie w tym, że są one zwyczajnie plastikowe co zaznaczyłem w recenzji. To muzyczka podobna do tej najgorszej w dorobku Donatana, kiedy odcinał kupony od Równonocy… Od Zeusa, który sam produkował bardzo fajne bity oczekuje o wiele więcej.
2. Nie pisałem nigdy recenzji żadnej z płyt raperów o pseudonimie zaczynającym się na Young, Żabsona również więc mojej opinii na ich temat nie znasz. Pozwolę sobie tylko zaznaczyć, że dla mnie Zeus to raper, a nie traper, więc oceniam go i porównuję z raperami pod każdym względem.
3. Czy ja oczekuję Zeusa z depresją? Broń Boże, cieszy mnie bardzo jego sukces życiowy. Wyraźnie zaznaczyłem w recenzji, że omawiany album pod względem tekstów jest bardzo dobry. Zeus znalazł złoty środek w opisywaniu szczęścia unikając banału. Problem tego albumu to nie tematyka lub teksty. Problem to źle dobrane podkłady, które ową lirykę zabijają. Przykładem może być, chociażby singlowy “Brzeg” świetna liryka, ale bit kompletnie nie nadąża swoim radiowym brzmieniem.
To oczywiście moja ocena i nie każdy musi się z nią zgadzać. Ba ja się nawet nie spodziewam, że każdy będzie myślał jak ja. Pozdrawiam i wielkie dzięki za ocenę i komentarz!