W dzisiejszym cyklu na warsztat postaram się wziąć artystę, który nie gości w moim codziennym odsłuchu muzyki. Raper, który raczej nie jest mi szczególnie bliski, ale jednak coś sprawia, że jak jego hity włączają mi się w playliście – nie przewijam, a jak prowadzę samochód to nawet się przyjemniej jedzie.
Sebastian Czekaj – White 2115.
Pierwszy fenomen mojego rówieśnika to niewątpliwie unikatowość. Sebastian odnalazł „niszę”, w której dobrze się czuje. Nie mówię tu absolutnie o autotune, bo co to za nisza, ale o wizerunku rockmana w polskim rapie. Okej, są raperzy w Polsce, którzy czerpią z innych nurtów muzycznych tworząc linię melodyczną, sample czy bity charakterystyczne dla innej muzyki. Jednak to o White mówi się jako o sferze rocka. Ile w tym jest prawdziwego rocka? Ciężko stwierdzić. Zdecydowanie jednak określanie go takim mianem nadaje mu znamię fenomenalności.
„Ja zgarnę sobie ten sos i mulę
White 2115 – Sos mula
I dobrze wiesz, że nie żartuję, nie, nie
Patrzą na mnie i ja to czuję
Bo chciałem tylko mieć drogą furę”
Różnorodność?
Drugą cechą charakterystyczną jest różnorodność wokalna. Mimo kojarzenia go głównie z krzykiem, zabawą i autotune’m nagle dostajemy numer jak „Młody Książe” gdzie świetnie widać jego warsztat. Takie zabiegi pokazują (również mi), że można być sporym ignorantem w odbiorze raperów „pokroju” Łajta. Nie jest to tylko śmieszny, imprezowy typ, który zrobi Ci banger na chacie swoimi numerami. „Jaki ojciec taki syn” to kolejny dobry przykład twórczości opartej na emocjach, na uzewnętrznieniu się i pokazaniu oblicza, które nie jest widziane na pierwszy rzut oka.
„I coraz więcej ludzi mówi, że wyglądam jak Ty
White 2115 – Jaki ojciec taki syn
Czekałem długo, żeby się do tego zabrać
Bo byłem dzieckiem, nie wiedziałem jak
A chciałem Ci napisać piosenkę
Żeby zapamiętać na zawsze
Wypijam za Ciebie flaszkę”
Przyznam, że do mnie docierały tylko te numery Sebastiana, które były typowo imprezowe bądź całkowicie luźne. Ale podczas przysłuchiwania im się mocniej i bardziej doszłam do wniosku, że nawet w takich utworach gdzieś z tyłu tych numerów, poprzez wyrażanie swoistego bragga, ekspertowaniu w trapie, zawirowaniu można było odczuć intencje i motywy, które pokierowały nim aby stworzyć taki swój wizerunek, a nie inny i aby właśnie w taką muzykę uderzać.
„Wiem czym pachnie mi ta gra, bo się psikam YSL
White 2115 – Nowi kumple
Ona nie wie co to trap, ale skądś kojarzy mnie
Na ulicy leży hajs, wystarczy, że schylam się
Teraz każdy wielki brat, odkąd już mamy co jeść
Teraz każdy wielki brat, żadnych już nowych kumpli”
Z drugiej jednak strony po sprawdzeniu jego materiału jestem trochę przemęczona. Mimo wszystko tematyka jest dość powielana, przez co ciężko całą płytę przyjąć na raz. W moim przypadku znacznie lepiej sprawdza się odsłuch pojedynczych kawałków z przerwami na inne numery. Czy jest to złe? Zależy. Można na to spojrzeć tak, że mimo wszystko zaciekawił na tyle, że nawet po tych kilku dniach do materiału jest się w stanie wrócić. Z drugiej strony jednak ciężkość odsłuchu z biegu może wielu zniechęcić i takie osoby porzucą ponowne próbowanie „siadania” do jego płyt.
Mam wrażenie, że jego twórczość jest bardzo różnorodna, ale jednocześnie, niestety, nierówna. O ile na albumach można znaleźć wartościowe numery, o tyle całe wydania są, hm, niepełne? Nie ma tam równego poziomu, jest sinusoida. Jak myślicie, to raczej na plus czy minus?
Dodaj komentarz