20 lat temu miałem 14 lat. Byłem dzieciakiem, który nie rozstawał się z deskorolką oraz piłką do kosza. Chodziłem wszędzie z walkmanem i słuchałem „Skandalu” lub „W 63 minuty dookoła świata”. Czy czekałem na debiut Paktofoniki jakoś szczególnie?
Nie, byłem wierny chłopakom z Kalibra 44 i to po ich album „3:44” czekałem pod sklepem w dniu premiery, żeby mieć pewność, że nikt przede mną nie będzie słuchał ich kasety. Nowy skład Magika był mi obojętny. Nie znałem powodów opuszczenia K44 przez Piotrka, ale byłem na niego zły. Nie rozumiałem, jak można opuścić drużynę, która dała Ci wszystko i Ty jej dałeś to samo. Tak jak, nie wyobrażałem sobie Jordana w żadnej innej koszulce niż Bulls, tak Magik, Abradab oraz Joka mieli być zawsze w jednej ekipie. Stało się inaczej i trzeba było się z tym pogodzić.
„Kinematografia” oczywiście trafiła w moje ręce, dość szybko po premierze. Były to czasy, kiedy premier rapowych albumów nie było tak wiele jak dziś, więc każdą płytę kupowało się bezkrytycznie i słuchało namiętnie. To, co udało się stworzyć Fokusowi, Rahimowi i Magikowi to magia. PFK to był kolejny ewenement muzyczny na rapowej scenie. Tego albumu słuchali WSZYSCY. Osoby, które na co dzień słuchały całkowicie innej muzyki, znajdowały tu coś dla siebie. „Kinematografia” zachęcała luzem oraz wspólnotą, jaką te teksty kreowały. Ten album łączy całe pokolenie, nikogo nie wyłącza. To jest klucz do zrozumienia fenomenu „Kinematografii”.
“Priorytety” jest jednym z najpiękniejszych utworów, jaki słyszałem: wzruszający, mądry i już od początku pokazujący nam, z jakim kalibrem materiału mamy tu do czynienia. Genialny podkład, wyczarowany z prostej próbki pianina i miarowych pomruków basu jest wstępem do kosmicznej podróży, której przewodzą wszyscy trzej MC. Dalej wcale nie jest gorzej. Ponura impresja “Gdyby” udowadnia odmienność Paktofoniki od setek innych składów. Tu muzyka naprawdę jest muzyką i pozostaje integralną częścią ceremonii. Rapujące głosy swobodnie zmieniają skalę, w zależności od modyfikacji podkładu. Dubowy “Ja To Ja” ujmuje swoją niezaprzeczalną lekkością i optymizmem. Gutek przedstawił się nam, jako genialny człowiek od hitowych refrenów. “ToNieMy” są kolejnym majstersztykiem: synkopowany, jazzujący podkład doskonale pasuje do ironicznego tekstu, bazującego na zabawie słownej. Kapitalne “Chwile Ulotne” hipnotyzują melodyjnym transowym podkładem. Skity, gdzie beat box służy za podkład pod zabawy słowne, do dziś wywołują uśmiech na twarzy.
Magik pokazał, że posiada czary działające również na innych MC spoza rodzimego składu. Fokus wszedł na scenę z buta, nie biorąc jeńców. Jego niepowtarzalny, niski, basowy timbre w połączeniu z naturalnym flow są wartością samą w sobie. Rzucał słowami z prędkością światła, w dodatku brzmiąc tak, jakby robił to od niechcenia. Rahim nie odstawał od kolegów jakoś znacznie. W mojej opinii był najsłabszym ogniwem tria, ale razem Panowie się uzupełniali i pasowali do siebie idealnie. Nikogo tu inni nie ciągnęli za uszy na mikrofonie.
„Kinematografia” to klasyk. Album, który ogromnie pomógł w popularyzacji rapu w naszym kraju. Nigdy się nie dowiemy, co by się działo dalej z Paktofoniką. Mam nadzieję, że w miejscu, gdzie teraz przebywa Magik, jest mu lepiej i patrzy na swoje dokonania z dumą. Warto wrócić po 20 latach do omawianego albumu i powspominać tę dziecięcą niewinność oraz radość z tworzenia muzyki.
Dodaj komentarz