Nadzieja umiera ostatnia | Michał Tomasik – “SPERO” [RECENZJA]

michał tomasik spero okładka

Sam pewnie nie chciałbym być w ten sposób kojarzony, ale trudno ukrywać, że największą szansą na pokazanie się szerszemu gronu odbiorców był dla Michała Tomasika udział w szóstej edycji Młodych Wilków. Nie będę teraz oceniał, czy to Michał nie wykorzystał okazji, czy może jego obecność w akcji Popkillera została przyćmiona przez bardziej charyzmatycznych i “głośniejszych” kolegów (np. White 2115, Jan-rapowanie). Faktem jest, że nie przysporzyło mu to wielkiej rzeszy słuchaczy, ale przecież nie od zasięgu zależy jakość muzyki. I album “SPERO” jest tego kolejnym przykładem. Dobrze, że Michał przywykł do superlatyw, bo parę ich ode mnie usłyszy.

Spero, czyli nadzieja

Tytuł płyty pochodzi od łacińskiej sentencji “dum spiro, spero”, co oznacza “dopóki oddycham, nie tracę nadziei”. Może to symbolizować wiarę Michała, że w końcu jego twórczość zostanie szerzej doceniona, ale nie wydaje mi się, żeby miał na to parcie. Ta nadzieja to raczej wypatrywanie rozwiązań. A co takiego autor uważa za potrzebujące rozwiązania?

Wiele spraw, zarówno na poziomie personalnym, jak i globalnym. Na płycie hurtowo wyrzuca swoje przemyślenia, zamykając je w spójne ramy poszczególnych kawałków. Rozprawia np. o codziennym konsumpcjonizmie, raz po raz stawianych wymaganiach, naszej przyszłości jako cywilizacja, hipokryzji ludzkiej i systemowej. Zabiera także głos w nakręcanej w ostatnim czasie “wojnie płci”. Mówi też o swoim sukcesie, a raczej o tym, że nauczył się go dostrzegać tam, gdzie powinien (“Rodzina to mój największy sukces”).

Momentami, kolejne spostrzeżenia przyćmiewają nawet strukturę zwrotki i nieco wybija mnie to z rytmu przy odsłuchu. Porównanie z bardziej dopracowanymi i imponującymi układem i poziomem rymów fragmentami albumu (które na szczęście przeważają) każe mi twierdzić, że w tych miejscowych niedoszlifowaniach może być trochę zamysłu autora. Moim zdaniem – zamysłu nietrafionego.

“Nie umiem umieścić siebie w jednej formule”

Największą wyprawę w głąb siebie Michał odbywa w kawałku “Wstyd”. Diagnozuje i obnaża w nim swoje przypadłości i nawyki. Otwarcie mówi między innymi o swego rodzaju zagubieniu w twórczości. “Boje się marnować potencjał, więc nie rozwijam go dalej” – rapuje. Szkoda, bo tego potencjału pokazuje na “SPERO” pokaźne ilości.

Zdaje się, że Michał lubi być “self-made man” i także na tej płycie, o ile się nie mylę, odpowiada nie tylko za teksty i wokale, ale też za oprawę muzyczną i złożenie tego wszystkiego w całość. Wyraźnie czuć spójność brzmienia, które wynika z pomysłów jakie rodziły się w jednej głowie. Głowie ewidentnie otwartej na wszelkiego rodzaju eksperymenty i międzygatunkowe wycieczki, które tak bardzo w rapie uwielbiam i których tak chętnie poszukuję.

Produkcji i brzmień na “SPERO” nie nazwałbym w żadnym stopniu typowymi dla gatunku, ani w klasycznym, ani w nowoczesnym tego znaczeniu. Klimat utworów jazzuje, funkuje i souluje. Przywodzi mi na myśl zeszłoroczny materiał od Bokuna – mam wrażenie że obaj panowie świetnie odnaleźliby się na wspólnym projekcie. Michał, choć opiera utwory na rapowanych zwrotkach, nie boi się odbijać w śpiewane fragmenty i refreny. Korzysta także z newschoolowych patentów na naszpikowane efektami wokale, które nie każdemu przypadną do gustu, ale na szczęście nie gryzą w uszy.

Prosto z mostu

“Piszę w pierwszej osobie, już dawno tego nie robiłem”. Nie jest ważne, czy mój światopogląd gryzie się z przemyśleniami Michała, czy też może w większości spraw się zgadzamy. Warto docenić autentyczność i bezpośredniość osądów, które wystawia samemu sobie i ogółowi. Podoba mi się, że niewiele na tym albumie jest ukryte między słowami bądź sztucznie upoetycznione. Choć nie padają tu jakieś przełomowe, radykalne czy kontrowersyjne twierdzenia (no może poza kawałkiem “Podwójne standardy”), to Michał po prostu przekazuje nam otwarcie swoje przemyślenia, a kilka spostrzeżeń uważam za bardzo trafne.

Przeczuwałem już jako małolat, że będzie przesrane
Gdy widziałem u starszych sióstr zeszyty z bioli
Że życie jest spierdolone jeśli muszą tyle wiedzieć o nim

Michał Tomasik – Powinieneś

Wyrazista i niebezpłciowa treść idzie w parze ze świetnym brzmieniem. Fakt, że “SPERO” ma tylko 9 kawałków sprawia, że jest to płyta spójna i zamknięta w swoim koncepcie, dopełnionym przez bardzo estetyczną i alegoryczną okładkę autorstwa Kacpra Sokoła.

Mateusz Trojnar


Posłuchaj “SPERO”!
Sprawdź inne nasze recenzje!
Sprawdź inne teksty tego autora!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.