Rok 2020 otwieramy z przytupem. Już 10 stycznia dostaliśmy projekt, który tylko na papierze zdawał się być kandydatem do grona najlepszych tegorocznych albumów. Oki, swoim legalnym debiutem – „47playground”, zdecydowanie sprostał wygórowanym oczekiwaniom słuchaczy.
Ewolucja stylu
Miałem z Oskarem ostatnio delikatny problem. Jego liczne gościnne zwrotki powoli stawały się monotonne, na jednym patencie, na którym też w dużej mierze opierała się jego poprzednia płyta, czyli „47universe”. Przyspieszenie na przyspieszeniu. Odsłuch najnowszego albumu wprowadził mnie w przekonanie, że Oki być może chciał po prostu uśpić naszą czujność. Tym mocniej odebrałem więc „47playground”, bo chociaż nie zmienił swojej stylówki o 180 stopni, znacznie ją urozmaicił, dodając nowe elementy i odważniej eksperymentując z odmiennymi brzmieniami. Powiedziałbym nawet, że nowa płyta wprowadza do asortymentu Okiego nieco trapu.
Na „47playground” znalazło się 10 utworów. Nie jest to zawrotna liczba, ale wystarczająca by zaspokoić chęci słuchaczy. Pozostawia też lekki niedosyt, ale można to przecież potraktować jak zaletę – tym chętniej będziemy czekać na nowe rzeczy. Kawałki na płycie są bardzo różnorodne. Dostajemy tu zarówno luźniejszy, trapowy track „Justin Bieber”, który swoją drogą był jednym z czterech singli (razem z „Kochać bloki”, „Ktoś czeka” i „Na kodach”), ciekawie przedstawiony storytelling z wieczornych/nocnych ruchów rapera i jego znajomych – „Flashlight”, jak i „Wracam do domu”, gdzie wraz z Zethą przedstawiają nam obraz rodzinnego domu i powrotów do niego oraz przenoszą się myślami do młodzieńczych lat.
Odnoszę trochę wrażenie, że istnieje pewna zależność między „47universe” i „47playground”. Sytuacje, o których na poprzednim krążku Oki opowiadał jako jego rzeczywistość, w czasie teraźniejszym, na nowym albumie stają się wspomnieniami. Cały ten album jest trochę o środowisku z jego młodości. Słyszymy o blokach, o pierwszych imprezach, wypitych piwkach czy wypalonych jointach, ziomalach z dzieciństwa, którzy wciąż są przy nim lub ich drogi się rozeszły.
Muzyka ogólnie i szczegółowo
Płyta stoi na bardzo wysokim poziomie muzycznym. Oki to techniczny mistrz, któremu wielu weteranów może pozazdrościć umiejętności czy dykcji, nie mówiąc już o jego rówieśnikach, którzy wraz z nim dopiero wchodzą na scenę. Za produkcję bitów odpowiedzialni byli czołowi polscy producenci. Bardzo zaimponował mi Magiera (White House Records), który choć kojarzymy go głównie z klasycznymi brzmieniami, wyprodukował bardzo nowoczesne podkłady do kawałka otwierającego płytę – „Ktoś czeka” oraz równie newschoolowego „Justin Bieber”. Poza nim, swoje bity dorzucili Sergiusz, Michał Graczyk, sem0r, 808_bros, Faded Dollars, The Returners, 2k i CatchUp. Jak już mówiłem, są to jedne z największych producenckich ksywek w Polsce. Dużą cegiełkę w świetne brzmienie albumu dołożył też EnZU, który odpowiedzialny był za mix i mastering. Uwagę zwracają chwytliwe refreny, do których Oki podszedł z nieco innej strony niż np. na „47universe”.
W kawałku „Justin Bieber” padają wersy: „Byłem w biurze SB, chcieli mnie wydawać / Dzwoni do mnie QQ, chcieli mnie wydawać / Major, Asfalt, chcieli ze mną gadać / To nie takie fajne, jakby mogło się wydawać”. Rzeczywiście, Oki był smakowitym kąskiem na rynku, z pewnością wiele wytwórni chciałoby mieć go u siebie. Solar skomentował to jednak na swoim instagramie, pisząc, że jedynie luźnie rozmawiali, bez propozycji kontraktu. Można jednak domyślać się, że obaj różnie tę rozmowę zinterpretowali i mają do tego prawo. Nie przewiduję z tego powodu żadnego konfliktu między nimi. Ostatecznie Oki pozostał na swoim, jest to bardzo odważny ruch z jego strony, ale pokazuje tym swoją pewność siebie i wiarę w swoje umiejętności. Sam kawałek, w którym padają te wersy, jest chyba moim najmnmiej ulubionym z całej płyty, co oczywiście nie czyni go słabym. Może po prostu “nie wiem co to przelot”.
Innym wartym uwagi kawałkiem jest “Dysze“, gdzie Oki chce chyba przekornie pokazać, że jednak oddycha, biorąc wyraźny oddech między każdym wersem. Szczególnie podoba mi się w nim osobista druga zwrotka (pojawiają się np. wersy “Mojej mamy tata odszedł przez raka / Teraz raka ma mama mamy, ma taty mama i taty tata“), gdzie słyszymy refleksje rapera na temat otaczającej go rzeczywistości. Ten utwór ma też potencjał koncertowy, między innymi za sprawą bitu w refrenie. W ogóle, cała ta płyta idealnie nadaje się na koncerty, które zresztą Oki podobno gra z niesamowitą energią. Kawałek “Pull Up Faded” jest idealnie pod koncerty skrojony. Najmniej w nim treści, tekst jest łatwy do zapamiętania i ma dużo momentów, które aż wołają o tłum ludzi skaczący wraz z artystą w rytm chwytliwego bitu. Oki ewidentnie jest tego świadomy i nawet sam wspomina w tym utworze o koncertach: “Zawsze po koncercie parę osób pisze ze to była najlepsza energia w jego życiu“.
“Ktoś czeka” i goście
Moim zdecydowanie ulubionym kawałkiem z całego albumu jest otwierające go “Ktoś czeka“. Hipnotyzujący bit od Magiery pozamiatał, a to jak odnalazł się w nim Oki, pozamiatało jeszcze bardziej. Do tego dorzućmy bardzo dobry, oryginalny i zaskakujący (biorąc pod uwagę dotychczasową twórczość Okiego) refren i zwrotki, które poza tym, że są bardzo technicznie nawinięte i bardzo dobrze brzmią, niosą ze sobą treść. Wyjątkowo, myśli Oskara w tym kawałku obracają się w teraźniejszości i płyną z jego aktualnych przeżyć i tego co dotyka go na co dzień. Nie wraca do dzieciństwa i młodości, jak na większości utworów na płycie. Padają tu też moje chyba ulubione wersy z całego albumu: “Nie chce mi się gadać, nie chce mi się składać, nie chce mi się żyć (say what) / Lalalalalala z poprzedniego wersu prawdą było nic“. Kolejny świetny kawałek na koncerty. Wydaje mi się, że może je nawet otwierać.
Na „47playground” usłyszeć możemy czterech gości. Co warte docenienia, żadna z „gościnek” nie jest wymuszonym zabiegiem komercyjnym. Paluch już od „Whoop?”, czyli kawałka, który pozwolił Okiemu na zdobycie sporego rozgłosu, propsował go i kwestią czasu była jakaś współpraca na linii weteran – debiutant. Założyciel BOR położył w kawałku „Voodoo” solidną zwrotkę, w swoim stylu i na swoim poziomie. Nie wyróżnia się jednak ona zbytnio. Gedziula dograł bardzo fajny refren w „Na kodach”. Z tego co obiło mi się o uszy Szpaku i Oki jarają się nawzajem swoją muzyką, stąd ich kolaboracja również nie była przypadkowa i czuć to, bo świetnie razem brzmią, a Mati nawinął świetną zwrotkę. “Kochać bloki” to kawałek treściowo wyjęty z klasyki gatunku. Słyszymy od chłopaków, że zawsze będą pamiętali o swojej przeszłości na osiedlach, w każdej sytuacji staną murem za swoimi ziomkami, opowiadają o swoich przeżyciach. Ja im w to wierzę mocno. Ostatni featuring także jest dość naturalny, Oki i Zetha już wcześniej ze sobą współpracowali, a ich numery pojawiały się na kanale Wojtka Koziary aka KOOZA.
47 to movement!
Podsumowując, Oki wydał bardzo dobrą, świeżą, stylową płytę. Zaliczył ogromy progres w niemal każdym aspekcie i chyba nie kończą się na tym jego możliwości. Potwierdził swój ogromny potencjał i wydaje mi się, że nic go już nie zatrzyma w drodze po miliony wyświetleń na każdym kawałku w przyszłości. Ten chłopak miał się stać „gwiazdą” sceny pokroju Quebonafide – jest na bardzo dobrej drodze. Propsy dla Lil Konona, bo wyłapał go jeszcze w podziemiu i od zawsze powtarzał na fanpage’u, że Oskar zajdzie daleko, równocześnie znacznie się do jego sukcesu przyczyniając. Płytę kończy bardzo szczera, prawdziwa i humorystyczna wypowiedź Okiego pod koniec kawałka “Tyle próśb“, który jest idealnym podsumowaniem całej płyty. Uwielbiam takie zamknięcia albumów.
Jeden z najmocniejszych debiutów i w ogóle albumów w 2020. Piszę to już teraz. 47 to movement!
Sprawdź inne nasze recenzje!
Zamów “47playground”!
Dodaj komentarz