„Nie mam pomysłu na nowego siebie” | Pater – „Apeiron” [Recenzja]

Pater „Apeiron”(okładka)

Rozpoczynamy rok 2021 w polskim rapie. Wraz z nim rodzą się nowe nadzieje, nowe oczekiwania, nowe wymagania wobec twórców, producentów i wytwórni. Na pierwszy rzut otrzymaliśmy płytę od rapera, względem którego poziom powyższych rzeczowników jest naprawdę bardzo wysoki. Sam twórca zresztą sobie taką poprzeczkę ustanowił, wydając dwie, bardzo dobre, poprzednie płyty. Pater, bo o nim mowa, powrócił.

Pater to raper, którego wciąż uważam za jednego z najlepszych młodych artystów w kraju. Zjednoczył on siły z niedocenionym, według mnie, na polskiej scenie producentem. Jest nim oczywiście Faded Dollars. Połączenie według mnie idealne. Pierwszy z nich kocha nawijać pod mocne, newschool’owe produkcje, a drugi pięknie tworzy elektroniczne, klubowe brzmienia (co pokazał, chociażby we współpracy ze Smutnym przy ep-ce „Bad Trip”, gdzie znakomicie odtworzył klimat synth disco lat 80).

Niestety, tegoroczne otwarcie roku 2021 tylko na papierze okazało się mocne. Zapraszam was do lektury naszej pierwszej recenzji pierwszego tegorocznego krążka. Jest nim „Apeiron” – tak właśnie nazywa się nowy album Patera wydany 8 stycznia 2021 roku.

Pater - „Apeiron” (okładka)

Pater – gdzie jesteś?

To pytanie zadałem sobie w moim poprzednim artykule o raperze z Kościana. Niestety nadal jest ono aktualne. Chociaż Pater teoretycznie znalazł swoje miejsce w ekipie Fresh N Dope, która w ostatnim czasie dość mocno angażuje się w działania na naszej scenie (przywołajmy, chociażby akcję Young Cats z ubiegłego roku, która mocno wspierała młodych artystów czy składankę „Fresh N Dope Airlines” stawiającą na kooperacje polsko-zagraniczne), to praktycznie wydaje mi się, że mimo to wciąż nie odnalazł swojej przestrzeni na rodzimej estradzie. Czuć na „Apeironie”, iż jest zagubiony. Jak to nawija w kawałku „Uroboros” — „U mnie chaos bez przerwy” (abstrahując od samego znaczenia tych wersów, jest to znakomity follow-up do dwóch poprzednich nazw albumów Patera). I to widać i to słychać na jego nowym krążku.

Apeiron, czyli nieskończony chaos

Taki właśnie jest „Apeiron” (znaczenie tego słowa z języka greckiego to m.in. przymiotnik „nieskończony”). Jest to album bez ładu i składu. Tak samo, jak liryka Patera. Widać, że raper z Kościana pogubił się w tym, co chciał nam przekazać. Ostatecznie nie mam właściwie pojęcia, o czym są dane kawałki. Przywołując dość mocno nadużywaną ostatnio frazę przez polskich fanów rapu – „to jest o wszystkim i o niczym”.

A przecież zarówno „Chaos” EP, jak i „BezPrzerwy” mocno trzymały poziom właśnie ze względu na pomysły na całości tych wydawnictw. Tutaj tego zabrakło. Również wyczerpał się u byłego zawodnika NNJL tytułowy pomysł na siebie. Pater błądzi we mgle, jak w jednym z numerów o tym samym tytule („Mgła”, w której refren Kariana to chyba najpozytywniejszy aspekt tego projektu) i nie potrafi z niej wyjść. W konsekwencji, na swoim nowym albumie nie brzmi już oryginalnie, za co go chwalono właśnie w ostatnich latach. Stał się tutaj jednym z tysiąca tak samo nawijających raperów. Patenty, którymi nas zachwycał, odkąd zaczęło być o nim głośno (2017 rok), się wyczerpały. Niestety.

Apeiron, czyli utrata pazura

To, co najbardziej mnie zadziwiło po skończeniu odsłuchu „Apeironu” to to, że praktycznie żaden wers nie przykuł szczególnie mojej uwagi. A przecież raper z Kościana od zawsze znany był z mocnych, niebanalnych, zarówno braggowych, jak i emocjonalnych, linijek opartych przede wszystkim na grach słowno-znaczeniowych i rozmaitych aluzjach. Naprawdę, gdybym miał wymienić top 10 moich ulubionych wersów w polskich rapie, Pater byłby mocnym reprezentantem w tym zestawieniu.

Tutaj niestety wyłapałem tylko jeden wers, który we mnie mocno uderzył i przypomniał mi, za co właściwie kocham twórczość artysty z Wielkopolski. Pochodzi on z przywołanego już numeru „Powietrze”. Jest on, według mnie, jedynym kawałkiem na „Apeironie” trzymającym standardowy poziom Patera, do jakiego mniej więcej nas przyzwyczaił.

„Moja była groziła śmiercią, krzyczała, że beze mnie nie da rady/Sam mam tak często i właśnie przez to/Nie miałem dla niej potrzebnej rady, ej”

Pater – „Powietrze”

Reszta treści na nowym albumie (który jest poprawny do bólu) reprezentanta wielkopolskiej sceny jest niestety bardzo schematyczna i powtarzalna. Zarówno w kwestii ziomków, jak i wrogów, a także kobiet, czy miłości. Można powiedzieć, że liryka tutaj to gorsza, o wiele uboższa wersja tego, co otrzymaliśmy na poprzednich projektach. Nie jest ona już tak efektowna i efektywna. Kompletnie nie widzę u Patera żadnego rozwoju i postawienia kroku naprzód. Patenty na wytworzenie przez niego unikalnych emocji bądź braggi zatoczyły koło. Były gracz NNJL nie potrafi wyjść z narzuconego przez siebie schematu. W wyniku tego sam gryzie się w ogon. Jak, o ironio, Uroboros…

Apeiron, czyli (nie) skończona pewność siebie

Jednak Pater popełnił przede wszystkim ten sam błąd, co VBS na swoim albumie „Orange Shower”. Postawił na niespełniającą się w żadnym stopniu braggę będącą właściwie strzałem w kolano. Tyle dobrze, że obeszło się bez żadnych żenujących wersów, jak w przypadku zawodnika QueQuality.

„Apeiron” przypomina mi w tym aspekcie skład drużyny napakowanej gwiazdami, której pewność w siebie w starciu z beniaminkiem jest na poziomie „mecz sam się wygra”. Gdy już zespół wychodzi na boisko i zaczyna się decydujące starcie… Przegrywa 2-0. Oczywiście, nie odmawiam Paterowi zaangażowania. Jak wiemy, każdy raper wkłada w swoją twórczość (a przynajmniej tak artyści nam to przedstawiają) całe swoje życie. Natomiast brakuje mi tutaj czegoś, co by udowodniło, że twórca „BezPrzerwy” jest graczem światowej klasy. I tę klasę pokazuje, a nie jedynie się nią chwali.

Także wersy byłego podopiecznego Gedza z kawałka „Panatenaje” o tym, że cała gra w tym roku będzie jego, że rodzi się legenda i że nie wpadł tutaj, aby przegrać, no… Bez komentarza. Taka nadmierna pewność siebie może szybciej go wykończyć.

Dark cloud’y, ciągle dark cloud’y…

Od razu otwarcie przyznam – Faded Dollars się nie popisał. Choć wydaje mi się, iż producent raczej przystosował się do tego, w jakim klimacie tworzy autor „Chaosu” EP. Nie mógł więc puścić wodzy wyobraźni, jak chociażby zrobił to na płycie Solara w utworze „Berghain”.

Otrzymaliśmy więc to, co już u Patera było. Dokładniej – trapowe 808 plus przestrzenne wtyczki w tle nieróżniące się praktycznie niczym od siebie. Oczywiście, tworzy to mroczny klimat, ale powtarzam – ta aura utrzymuje się już trzecią płytę z rzędu. To może znudzić. Tak więc znowu mam tutaj skojarzenie, jakby Pater wchodził od jednej mgły do drugiej i nie mógł się z niej wydostać.

Jak Szpaku i Bedoes

Do tego wszystkiego dochodzi równie schematyczne flow. Każdy numer musi zaczynać od przyśpiewki, żeby potem przejść do krótko trwającego przyspieszenia, po to, aby wejść w normalne tempo i skończyć na śpiewanym refrenie z efektami. Choć był chyba moment, gdzie na rozpoczęciu mocniej wszedł w beat. Wow! Czasami mam wrażenie, że jest zbyt dużo tego śpiewu. Tak jakby miało to sztucznie wywołać emocje. Coś jak u Bedoesa, gdy nadużywa efektów na wokalu, po to, aby zainicjować płacz.

Oczywiście, poszerzanie swojego flow to nic złego. Jednak niech robi to bardziej charyzmatycznie. Jak na poprzednich projektach Pater wywoływał ciary na plecach, tak tutaj, nawet jeśli zarzuci szczerością, to po prostu nie działa. Choć szanuje bardzo Patera za takie otwieranie się na trackach i to mnie przede wszystkim przy nim ciągle trzyma, to mam poczucie, że dotknął go efekt Bedoesa i Szpaka. Co to znaczy? To, że obydwoje oni myślą, iż jak zarzucą jakimś mocnym wersem o matce (w przypadku tego pierwszego), albo o ojcu (jeśli chodzi o drugiego) w danym kawałku, to on już jest świetny. Nie, na numer jeszcze składają się jeszcze inne czynniki. U Patera jest podobnie – nawet jeśli rzuca emocjonalnymi wersami, to wcale nie oznacza, że utwór jest to automatycznie dobry.

Podsumowując, jedyna produkcja, która dość fajnie buja, to ta z przedstawionego już przeze mnie numeru Uroboros”.

„W starego mnie zacząłem wątpić dziś”

Specjalnie kończę tę recenzję, tą linijką, która jest drugą częścią tytułowego wersu mojej krytyki tego albumu. W starego Patera, co zauważyłem po opiniach słuchaczy, jak i tych, którzy komentują jak ja, polski rap, powoli ludzie zaczynają wątpić. I sam zainteresowany wciąż słuchając starego siebie i puszczając kawałki w przekwitłym stylu, będzie pewnie wątpić w to, co robi, w wyniku takiej, a nie innej oceny wystawionej przez środowisko wobec tego materiału. Dlatego musi on jak najszybciej znaleźć nowy pomysł na siebie.

Nie zgadzam się jednak z ogółem, iż raper z Kościana przespał swoje 5 minut. Ma dopiero rocznikowo 23 lata, także cała kariera jeszcze przed nim. Musi po prostu wrócić do formy. Jak piłkarz, który po znakomitych dwóch/trzech sezonach zaczyna gasnąć w wyniku stagnacji/stabilizacji/osiągnięcia pewnego limitu w danym klubie. Przydałaby mu się zmiana. Tak mi się wydaję. Używając jeszcze terminologii piłkarskiej, „Apeiron” określiłbym jako kompletny niewypał taktyczny. Czas obrać nową strategię.

Premiera albumu – 6 stycznia 2021.
Sprawdź w naszym Kalendarium Polskiego Rapu.

Pater – „Apeiron”

Ocena recenzenta:

3/10

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.