Kid Cudi “INSANO” [RECENZJA]

Kid Cudi INSANO
Okładka albumu

Zmiany życiowe Scotta, przyniosły nam również zmiany muzyczne. Oto kilka moich spostrzeżeń na temat albumu “INSANO” od Kid Cudi’ego.

“INSANO” to światło w tunelu.

Poniżej powinna być reklama. Jeśli jest – super, dzięki! Jeśli jej nie widzisz, to albo post został niedawno opublikowany, albo masz aktywną blokadę reklam. Będziemy bardzo wdzięczni, jeśli wyłączysz dla nas Ad Blocka. Dodaj FollowRAP do wyjątków/białej listy. Nienawidzisz reklam? My też, ale będziemy wdzięczni za wsparcie – postaw nam kawę.

Od Cudi’ego dostaliśmy całkowicie nowe podejście do rapu. “INSANO” charakteryzuje się odmiennym brzmieniem od wcześniejszych materiałów naszego gospodarza. Jest o wiele mniej harmonijnie oraz rapowo. Melodyjne flow Cudi’ego ustąpiło miejsca większej agresywności. Słychać, że inspirował się trapem, rage’em. Dużo tu zabawy brzmieniem oraz nowymi nurtami w rapie. Aczkolwiek muszę uczciwie przyznać, że wokal Scotta nie brzmi tak dobrze na tych trapowych bitach, jak na klasycznych rapowych. To, co cieszy ponad wszystko inne, to zauważalna zmiana w życiu Kida. Pokonał swoje demony i dziś jest szczęśliwym człowiekiem. Przez to jednak ten album momentami daje nam poczucie bycia mniej osobistym. Jednak mocniej wybrzmiewają i łatwiej się zapamiętuje wersy, które dotykają złych chwil u narratora.

Hooki zawsze były znakiem rozpoznawczym reprezentanta Cleveland. Na “INSANO” mamy ich sporo, jednak nie robią już takiej roboty, jak na starszych albumach. Nie ma tu również niesamowitych punchy, gier słownych, czy wielopłaszczyznowych wersów. Jest szczęśliwy człowiek i jego nowe inspiracje. Mnie to w zupełności wystarcza. Starego Scotta mam na starych płytach, tam dał mi wiele genialnych, mrocznych i głębokich lirycznie utworów. Teraz cieszę się razem z nim z jego życiowych przemian. Uczciwie zaznaczam, że jest to najsłabszy tekstowo album w jego dorobku.

“INSANO” gośćmi stoi

Producencko jest co najwyżej dobrze. Zresztą patrząc na całą twórczości Kida, ciężko było oczekiwać czegokolwiek słabego… Chłop ma ucho do bitów i współpracuje z najlepszymi. Brzmienie albumu jest bardzo dobrze zmiksowane, jednak momentami bass jest nienaturalnie uwypuklony, domyślam się, że to znak dzisiejszych czasów. Jest tu wiele generycznych momentów, przez co całość zlewa się w zbiór najpopularniejszych brzmień z ostatnich lat.

Lista gości to absolutna liga mistrzów: Travis Scott, Pharrell Williams, A$AP Rocky, Lil Wayne, Young Thug, Lil Yachty, XXXTentacion. Nad wszystkim rękę trzyma DJ Drama, który prowadzi nas przez album swoim dopowiadaniem. Nikt nie zawiódł, a wręcz większość przyćmiła gospodarza (zwłaszcza Weezy oraz Thug). Przez cały czas trwania “Freshie” czekałem kiedy wskoczy na bit A$AP Ferg.

“INSANO” to długa i męcząca droga

Największą wadą “INSANO” jest jego długość. 21 utworów, nawet tak zróżnicowanych, potrafi wymęczyć słuchacza. Nie ma tu żadnego utworu, który bym nazwał bardzo słabym (“Cud life” jest bardzo blisko tej oceny). Jednak wiele z nich przelatuje mi kompletnie koło ucha. To jak z kinem Scorsese, doceniam jego reżyserię, jednak męczy mnie siedzenie w kinie ponad trzy godziny na seansie, który można zamknąć w dwóch. Podsumowując — dostaliśmy nową wersję Kid Cudi’ego. Chciał on spróbować czegoś innego, zaznaczając swoje życiowe przemiany. Wyszła nam, mam nadzieję, wersja demo tego, co czeka nas w przyszłości. Jest tu zbyt wiele nijakich momentów stanowiących jedynie kopię danego brzmienia, abym mógł patrzeć przychylniej na całość.

Moje ulubione utwory: Blue Sky, Electrowavebaby, Funky Wizard smoke.

Album oceniam na 6️⃣/🔟.

Zapraszam Was do zapoznania się z moim cyklem “O jeden punch za daleko” (część pierwsza) (druga) (trzecia).

followrap buy coffee

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.