„Ja tylko koloruję świat, gdy myśli czarno-białe” | Gibbs – „Czarno na białym” [Recenzja]

Gibbs Czarno na białym recenzja

Doczekaliśmy się. „Człowiek refren” jak zwykli go nazywać od dawna fani polskiego rapu (przydomek ten jest w pełni trafny i zasłużony) postanowił przekuć swój magiczny wokal na długogrający album. Mowa oczywiście o producencie muzycznym, wokaliście (myślę, iż możemy już pełnoprawnie tak go określać), członku ekipy Fonos, założycielu studia nagraniowego Dope House, czyli Gibbsie.

Nie będę ukrywać. Jestem dumny z tego, co osiągnął Gibbs. Zakochałem się w preferowanym przez niego brzmieniu już od pierwszego odsłuchu „Sentymentalnie”. Był to krążek, który tak naprawdę rozpoczął jego karierę na polskiej scenie rapowej. Kali miał zawsze nosa do producentów. Pokazał to wielokrotnie na swoich albumach. Składam więc na jego ręce podziękowania właśnie w tym tekście.

Później kariera Gibbsa była już tylko ciężką, konsekwentną pracą przynoszącą niesamowite efekty. Szlifowanie swoich umiejętności przy artystach należących do Ganja Mafia Label. Kultowa już współpraca z Sariusem napędzająca sukces oby dwóch muzyków. Dołączenie do wspomnianych już Fonosów i wydawanie wraz z nimi, a także z Kacprem HTA, pięknych albumów. W końcu coraz śmielsze dogrywanie się na utwory polskich raperów jako wokalista oraz nawiązanie kooperacji z Opałem (między innymi przy płycie „Oczy szeroko zamknięte”, którą miałem przyjemność zrecenzować) i QueQuality.

W tym roku otrzymaliśmy już „Połączenia” nagrane wspólnie wraz z przytoczonym reprezentantem Brain Dead Familii (porozmawialiśmy o nich w naszym podcaście). Czeka nas jeszcze premiera jego producenckiego krążka tworzonego wspólnie z Favstem pt. Hample. Teraz jednak czas na omówienie jego debiutanckiej płyty. Przed Wami, drodzy czytelnicy, niezwykła postać, jaką jest Gibbs i recenzja jego krążka „Czarno na białym”.

Fot. Wojciech Ochocki. Źródło: estradaistudio.pl

Czarne chmury przelewają się na białe płatki róż

Płyta „Czarno na białym” Gibbsa składa się z 12 utworów. Jego premiera miała miejsce 30.09.2021 roku. Na wstępie chciałbym przytoczyć pewną myśl. Otóż polscy raperzy mają tendencję do tego, iż określają oni swoje płyty, jako posiadające bagaże pełne skrajnych uczuć przedstawionych w różnorodny sposób”. Gdy następuje ich odsłuch, to okazuje się, iż jest to całkowita nieprawda. Wykonawcy tych krążków są monotematyczni, wcale nie wzbudzają wielkich emocji w słuchaczach, nagrywają na tych samych patentach, co wszyscy. Ta ich uczuciowość jest po prostu banalna. Nie oddziałuje ona kompletnie na serce człowieka oraz ludzką wyobraźnię.

Na Czarno na białym” Gibbsa jest zupełnie inaczej. Tutaj w stu procentach czujemy jak „czarne chmury przelewają się na białe płatki róż”. Myślę, iż to stwierdzenie, będące połączeniem dwóch kluczowych fraz dla intra tego krążka (numer ”Abrakadabra”) w pełni oddaje myśl przewodnią producenta muzycznego/wokalisty, jaką pragnął on zawrzeć na swoim albumie. A co to właściwie znaczy? To, że prawdziwego przyjaciela poznajemy wtedy, kiedy chce on, bez cienia narzekania, wziąć na barki problemy, które w jego umysł przelewamy. Nadal pozostaje białą kartką, życzącą sobie byśmy pisali na niej listy. Jak Harry Potter do Tom’a Riddle’a w drugiej części sagi o młodym czarodzieju. Tylko że w tym przypadku atrament nie powinien zamieniać się w jad bazyliszka.

Niestety, ale Gibbs na „Czarno na białym” pokazuje, iż trudno jest o stałość takiego stanu rzeczy. I że jego serce (ale czy aby na pewno?) skamieniało przez wzrok wrogów. Dlatego też pozostali mu jedynie słuchacze. Myślę, że ten album to jeden wielki list do nas. Pełen ciężkich, niebanalnych, różnorodnych emocji, które towarzyszą nam od pierwszej do ostatniej minuty odsłuchu.

„Jaką wartość ma jedność? Pozostały tylko płatki białych róż

W głowie ciągle mam echo, odbija się nadal z Twoich ust

Wiedz, że nie zawiedziesz już, odkąd postawiony między nami mur

Dystans jest nową twierdzą, tak twierdzą ci, co znali tylko ból”

Gibbs – „Abrakadabra”

Pociąg, którego każdy wagon to inna emocja

No właśnie. Wróćmy do tematu różnorodności uczuć, jakie to Gibbs przedstawia nam na swoim debiutanckim krążku „Czarno na białym”. Otóż słuchając tej płyty, dostrzegłem, iż członek ekipy Fonos nie prowadzi jedynie korespondencji z nami. Robi też to z samym sobą.

Jest to zdecydowanie największa zaleta tego projektu. Jeden numer jest odpowiedzią na drugi utwór. A czasami nawet poszczególne wersy wymieniają się poglądami między sobą. To sprawia, że słuchacz się nie nudzi podczas słuchania tego albumu. Zamiast tego wzbudza się w nim dociekliwość. Ja sam, podczas kolejnych odsłuchów tego krążka, szukałem tych ukrytych smaczków. Zaznaczałem sobie poszczególne linijki oraz słowa kluczowe. Następnie je ze sobą zestawiałem. To kreowało we mnie poczucie, iż coś odkrywam. Że dokądś mnie to prowadzi. Jak Gibbsa, który jest na swoim projekcie obieżyświatem poznającym siebie w ciszy (znowu zadaję pytanie, czy aby na pewno?).

To wszystko kazało mi stwierdzić, iż producent muzyczny/wokalista wcale nie maluje swoich myśli jedną farbą, jak to stara się nam wmówić tytuł projektu. Waha się on tutaj pomiędzy chłodem a gorącem. Zastanawia się, czy rządzi nim wolność wyboru, czy przypadek. Stawia sobie pytanie, czy lepiej słuchać głosu rozsądku, czy jednak go odrzucić. Myśli, czy lepsze dla niego są podróże, czy może jednak warto osiąść gdzieś na stałe. I co najważniejsze — czy się otworzyć na ludzi, czy zamknąć się w swoim własnym świecie. Te wszystkie aspekty podsycają wewnętrzny ogień, jaki drzemie w „Czarno (?) na białym”.

„Wyruszyłem w drogę, mając osiemnaście wiosen, a poznałem i zwiedziłem mały procent świata

Pewnych miejsc w mojej głowie nigdy nie zapomnę, tylko pozwól do niektórych przypadkiem nie wracać

Jeden dzień zmienia wszystko wokół, co jest obce, nauczyłem się na nowo się poznawać

Ale nikt nie ostrzegał, że na samej prostej, trzeba też czasem za siebie się poodwracać”

Gibbs – „Kompas”

Idealnie zachowany balans

Zanim przejdę do warstwy muzycznej tego projektu, podejmę się jeszcze jednego tematu. Chodzi dokładnie o opozycję Gibbsa wobec raperów uważających, iż „różnorodnie” nawijają o uczuciach. Co więcej, próbują oni nas przekonać, że ich ogólny warsztat liryczny posiada wachlarz licznych, zróżnicowanych tekstów. Jak sam wspomniałem, są to myśli wyssane z palca. Oni lubują się w rapowaniu o jednym i tym samym (spokojnie można by było stworzyć osobny artykuł o takich raperach). Na szczęście Gibbs nie jest raperem, tylko wokalistą.

Oczywiście, gdyby był raperem, zachowałby się pewnie tak samo. Ponieważ Gibbs to po prostu artysta umiejący spoglądać, jak zostało to już potwierdzone w powyższych akapitach, na świat z wielu perspektyw. To także przekłada się na konstruowanie przez niego własnych wersów, dzięki czemu, jako słuchacze się nie nudzimy. Tu członek ekipy Fonos zarzuci grą słów i znaczeń, tu namaluje nam obraz bardzo zgrabną metaforą, tu z kolei nawinie z serca prosto i szczerze, a tu sobie coś do czegoś porówna. Każdy numer pod tym jest kątem bardzo dobrze zbilansowany. Nawet jeśli dostajemy ciągle od Gibbsa emocjonalne numery (w warstwie tekstowej), nas to nie nuży. A uwierzcie mi, że stawanie tylko i wyłącznie na ten aspekt to nie klucz do zdobycia serca słuchacza. Trzeba te wrażenia jeszcze potrafić ciekawie przedstawić. Gibbs to robi na „Czarno na białym”.

„Pociąg pędził do przodu za szybko, pociąg czułem do Ciebie za bardzo

A po ciągu wydarzeń następnych wiedziałem, że to chyba nie jest mój wagon

Jak mam pamiętać, że zawsze coś za coś, nie ma ryzyka, to nie ma szampana

Ja nie wiedziałem, gdzie ten pociąg podąża, a dawno już byłem po pierwszych dwóch stacjach”

Gibbs – „(Po)ciąg dalszy nastąpi”

Gibbs w krainie czarów

Wobec tej płyty zaistniała we mnie tylko jedna obawa. Czułem strach, iż Gibbs mnie znuży swoim stylem. Nie zrozumcie mnie źle. W końcu wspomniałem, że uwielbiam estetykę cechującą zarówno stworzone dotychczas przez niego beaty, jak i nagrane przez niego na kawałki innych raperów refreny. Jednak bałem się, czy cały album, jako zamknięta konstrukcja, zdoła unieść ten ciężar gatunkowy charakterystyczny dla producenta muzycznego/wokalisty z Górnego Śląska.

Na szczęście już po pierwszym odsłuchu kamień spadł mi z serca. Gibbs po prostu na „Czarno na białym” pokazał, iż jest szefem w swoim fachu. I w kwestii beatów i w kwestii śpiewu. Stworzył on bowiem tutaj klimat rodem z filmu „Wszystko za życie” wymieszany z „Alicją w Krainie Czarów”. Z jednej strony mamy do czynienia z folk rockowymi, a czasami podchodzącymi pod pop dzikimi, ale jednocześnie spokojnymi, sprzyjającymi podróży, kontemplacji, a nawet zaśnięciu, kierującymi nas ku wolności i naturze balladami. Z drugiej strony otrzymaliśmy elektroniczne, dynamiczne, ale i czasami mroczne (choćby „Joan Miro” utrzymany w stylistyce, ja bym ją nazwał, „cold R&B”) utwory do onirycznego tańca. W tańcu tym nic nie jest jednoznaczne. Podczas jego trwania ciągle mogą przydarzyć się nam jakieś niespodziewane przygody. Jak Alicji, gdy podróżowała po krainie czarów.

W kwestii samych popisów wokalnych Gibbsa… Wyciąga on ze swoich umiejętności maksimum. Najbardziej mi zaimponowały tutaj bridge i przejścia z nich do refrenów. Muzyk stara się również nas nie zanudzić ciągłym śpiewaniem. Puszcza więc w pewnych momentach oczko ku intensywniejszej nawijce. Świadczą o tym, chociażby takie kawałki jak: „200%”, „Udawanko” oraz „Niewidzialny”. A i na koniec. Refren z numeru „Łzy ślepego szczęścia” jest najlepszym, co mogło spotkać polski rap w 2021 roku. Nie handlujcie z tym nawet.

Czy płycie Gibbsa „Czarno na białym” czegoś brakuje?

Tak. Gości. W sensie nie dlatego, że Gibbs nie daje sobie rady jako wokalista „tworzący nie tylko refreny”. Ani nie z powodu monotonności kreowanych przez niego utworów, ponieważ, jak piszę od początku tej recenzji, ukazuje on nam świat z wielu perspektyw.

Dlaczego więc według mnie brakuje gości na tym projekcie? Ponieważ aż prosi się o to, żeby wstawić tutaj raperów, którzy by idealnie się odnaleźli w konwencji artystycznej preferowanej przez członka ekipy Fonos. Po co? Po to, aby oni jeszcze bardziej upiększyli ten album. By wynieśli go jeszcze na wyższy poziom magii.

Bisz, Igrekzet, Tony Yoru, Deys, Karian — ci właśnie artyści lubują się w metaforach, porównaniach, w emocjach przekazywanych nam w nieszablonowy sposób oraz (może z wyjątkiem tego pierwszego) w śpiewie. Ich bym widział na przyszłych krążkach producenta muzycznego/wokalisty z Górnego Śląska, jeżeli takowe zdecyduje się on stworzyć. Naprawdę szkoda, iż Gibbs nie zaprosił tych artystów na „Czarno na białym”

„Czarno na białym” Gibbsa to ścisła czołówka albumów roku 2021?

Zdecydowanie. Top 10, przynajmniej w moim subiektywnym rankingu, ma u mnie murowane. Jeśli nie Top 5. Jednak tu już konkurencja jest spora (chociażby rywalizowałby z wywołanymi przeze mnie do tablicy Biszem i jego „Bladym królem” oraz Tony Yoru i jego „Zorzami”).

Podczas gdy gitarowe brzmienia już dawno zaczęły mnie nudzić, ponieważ od kilku lat mamy ich przesyt w polskim rapie, to Gibbs ciągle przypomina mi, dlaczego je kocham. Ponieważ on tworzy je inaczej niż wszyscy. To samo dotyczy w moim przypadku emocjonalnego rapu. Coraz to częściej łapię się na tym, że nie jara mnie już słuchanie tych artystów, którzy to na tym motywie opierają swoją twórczość. Zwłaszcza że ta stylistyka tematyczna obecnie zdominowała nasz ukochany gatunek muzyczny. Tym samym na ten moment skłaniam się bardziej ku agresywniejszym, banger’owym utworom, jakie tworzy, chociażby Miły ATZ. Jednak i tak samo, jak w przypadku beatów, tak i tutaj Gibbs tę uczuciowość odświeżył. Oraz rozpalił we mnie na nowo ogień z nią związany.

Stąd też producent muzyczny/wokalista z Górnego Śląska zasługuje na najwyższe słowa uznania. Bo jako ktoś z boku wykreował projekt będący właśnie inną, trzymającą się na uboczu, perspektywą. Nie pozostaje mi nic innego jak dać temu albumowi najwyższą ocenę. I pragnę polecić go wszystkim ludziom kochającym po prostu dobrą muzykę, niezależnie od tego, czy słuchają oni rapu, czy popu, czy rocka, czy metalu, czy R&B.

Gibbs Czarno na białym recenzja

Gibbs – „Czarno na białym”

Ocena recenzenta:

10/10


Chcesz być na bieżąco z naszymi wpisami? Kliknij dzwoneczek po lewej stronie!

Album „Czarno na białym” zamówisz tutaj!

Gibbs na Facebooku i Instagramie!

Dope House Studio na Facebooku i Instagramie!

Poczytaj również o płycie zespołu Fonos pt. Mantra oraz o debiutanckim krążku w barwach BOR Records Olivera Olsona wyprodukowanego w całości przez Gibbsa o nazwie „Krochmal”!

Posłuchaj podcastu, w którym omawiamy między innymi projekt „Połączenia” Opała i Gibbsa!

Nasze media społecznościowe:

Fanpage na Facebooku!

Grupa prywatna na Facebooku!

Kanał na Youtube!

Profil na Instagramie!

2 Komentarze

  1. Pięknie to opisałeś. Recenzja nie gorsza niż płyta którą tak pięknie opisałeś. A co do braku innych raperów na płycie to Gibbs wydał płytę solową sam z sobą bo takie było zapotrzebowanie od jego wiernych słuchaczy. Myślę ze te następne będą z kumplami. i

    • Dziękuję bardzo za komentarz! Uwielbiam interpretować artystyczne projekty, stąd też miło mi, że ktoś docenił tutaj moje przemyślenia. Co do tych gości, to wiem, sam Gibbs o tym kiedyś wspominał po wydaniu płyty, iż najpierw najważniejsze było dla niego solowo to ogarnąć ze względu na siedzące w nim emocje od dawna. Także teraz czekane na album z gośćmi. Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.