Rok 2020 w wykonaniu wytwórni QueQuality był wyśmienity. Otrzymaliśmy w tym czasie wiele znakomitych debiutów ze strony raperów, jacy to do niej dołączyli w okresie 2019/2020. 2021 nie był już dla labelu założonego przez Quebonafide taki kolorowy. Można powiedzieć, iż prezentował się on dla QueQuality pół na pół.
Z jednej strony otrzymaliśmy średnie lub słabe albumy — mam tu na myśli projekty Przyłuca i Miszela. Ten pierwszy od artysty mającego potencjał na stanie się głosem pokolenia został raperem cierpiącym na syndrom swojego dawnego współpracownika, czyli Kartky’ego. Krótko mówiąc, nawija on o wszystkim i o niczym w banalny sposób na tych samych patentach brzmieniowych. Z kolei płyta reprezentanta Katowic pt. W stronę światła była generyczna pod kątem produkcji, co mocno według mnie zaburzało odbiór jej treści. Liryka na tym krążku, mimo że była emocjonalna, to przez swoją monotematyczność też koniec końców nudziła.
Po drugiej stronie barykady stanęli — VBS oraz OsaKa. Raper z Suwałk zrozumiał, iż udawanie macho nie wróży niczego dobrego jego karierze. W konsekwencji, po wydaniu najgorszej płyty w swoim dorobku, czyli „Orange Shower”, nagrał najlepszy album pt. Lunapark. Z kolei członek koszalińskiej grupy Indahouse na swoim debiucie „Nindo” wywołuje w słuchaczach prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Jest on podany w cudownej formie graniczącej między stanami Romantic a Psycho (pozdro Que!).
2021 rok w QueQuality zamknął Bober, czyli raper, który w 2020 roku stworzył według mnie debiutancki projekt roku. Nosił on nazwę „Poradnik Sukcesu” i przedstawił nam styl rapera z Bielska-Białej. Moim zdaniem obrany przez niego kierunek rzeczywiście może go wznieść na sam szczyt. W końcu 3 miejsce tego krążka na OLIS nie było przypadkowe. Jaką to konwencję postanowił przyjąć Bober na „Poradniku Sukcesu”? Otóż podszedł on tam do swojej osoby w sposób autoironiczny. Wcielił się błazna, który, wytykając sobie wady, jednocześnie po cichu kąsał całą polską rap grę.
Teraz przyszedł czas na drugi pełnoprawny, długogrający materiał muzyczny rapera z Bielska-Białej o nazwie „Przemyślany album”. Czy powtórzy on sukces swojego poprzednika? Mogę Wam, drodzy czytelnicy już zdradzić, że nie. Dlaczego? Tego się już dowiecie z tego tekstu. Przed Wami Bober i recenzja jego płyty „Przemyślany album”. Zapraszam Was do lektury!
Czy „Przemyślany album” Bobera jest przemyślany?
„Przemyślany album” Bobera składa się z 10 utworów. Za cały projekt od strony muzycznej odpowiada producent, także z Bielska-Białej, który coraz mocniej rozpycha się łokciami w mainstreamie. Mowa o 4Money znanego też pod pseudonimem RunForEast. Fani polskiego rapu mogą go kojarzyć przede wszystkim ze współpracy z innym artystą pochodzącym z wywoływanego już do tablicy miasta, czyli Floral Bugsem (wyprodukował on dla niego dwie solowe płyty — „Nowa sztuka” oraz „Moja sztuka”; jako redakcja objęliśmy te materiały muzyczne patronatem, także zachęcam Was, drodzy czytelnicy, do ich sprawdzenia). Z kolei, jeśli chodzi o twórczość Bobera, to 4Money odpowiadał już za stworzenie większości kawałków z „Poradnika Sukcesu”.
Różne oblicza ludzi
„Przemyślany album” jest przemyślany. Przynajmniej pod kątem pomysłów na treść poszczególnych jego utworów. Albowiem Bober postanowił nas na swoim nowym krążku poprowadzić po spektrum ludzkich zachowań oraz podejść do rozmaitych kwestii wziętych z życia. Raper z Bielska-Białej przyjmuje więc nieco inną postawę niż na poprzednim projekcie. Choć oczywiście nie zabrakło tutaj rzucanych przez niego wersów o samym sobie.
Mamy więc utwór „Darek”, będący swoistą parodią postaci Daria z serialu „Ślepnąc od świateł”, wyśmiewającą samców alfa. Choć w tle ostatnich wydarzeń związanych z pewną galą można by było uznać ten numer za soczyste odniesienie do persony Marcina Najmana. „Balkon” jest ciekawym, symbolicznym nawiązaniem do „Ławki”, czyli kawałka, który rozpoczął karierę Bobera w polskim rapie, wpisującym się jednocześnie w trend tzw. balkoningu, tzn. mody na odbywanie imprez na balkonach podczas trwania pandemii. Jest „J**ać ćpunów” obnażające hipokrytów tłumaczących się, że używki biorą tylko w weekend, gdyż wtedy jest na to przyzwolenie, bo nie ma siłki. Z kolei „Bałagan” przedstawia tę drugą grupę ludzi korzystających z substancji psychoaktywnych (do której bez wątpienia należą też muzycy), aby to móc zagłębić się jak najmocniej w rzeczywistość.
Tymczasem „Nierub” oraz „Wszystko mnie wkurwia” według mnie ze sobą ładnie współgrają, opowiadając o leniach i osobach dających się zbyt ponieść emocjom. A „Obraziłem się na hip-hop” i „Shiet-fields” ukazują funkcjonowanie Bobera zarówno pośród innych raperów, jak i słuchaczy.
Bober jak serialowy „Wiedźmin”
Jak widać, wydawać by się mogło, iż projekt ten będzie ciekawy i nie będzie on nudzić słuchacza. Niestety efekt wyszedł zgoła odmienny. Przede wszystkim według mnie Bober na „Przemyślanym albumie” utracił swoje zacięcie, które cechowało jego nawijkę na „Narcyzie” oraz wspominanym już „Poradniku Sukcesu”.
Jego wersy nie są już tak błyskotliwe, ostre, uderzające oraz humorystyczne w dobrym tego słowa znaczeniu. Zachowuje się na swoim nowym albumie tak, jakby Geralta z Rivii z gry, którego to cięte riposty przeszły już do legendy, a ich kilkudziesięciominutowe zbiory można znaleźć na YouTube, przenieść na produkcję Netflixa. A w niej ten sam bohater wygląda jak ktoś, kto nie wie, co ma właściwie powiedzieć.
Brak charakteru
Bobera z serialowym „Wiedźminem” łączy też to, że nie wnosi on nic nowego do opracowanych przez siebie tematów, jak dzieło Netflixa do filmowego gatunku fantastyki. Swoich pomysłów nie realizuje on dobrze, choć ktoś przed nim tę samą opowieść poprowadził lepiej (patrz: nawiązanie do tego, jak książki napisał Sapkowski, a jak przeniosła je na ekran showrunnerka serialu). Jak na swoim debiutanckim krążku Bober imponował oryginalnym podejściem do danych motywów, tak tutaj perspektywy, z których ukazuje on nam swój świat, nie są już tak przyciągające. A wręcz czasami odpychające. Przez to nie mogłem znaleźć chociaż jednej linijki, która by została przeze mnie zapamiętana. Stąd też w tej recenzji nie przytaczam często wersów Bobera. Mimo że w pisanych przez siebie tekstach tego typu wstawiam ich jak najwięcej, by zobrazować jeszcze mocniej opisywane przez siebie materiały muzyczne. To ukazuje, jak źle jest z liryką reprezentanta QueQuality na „Przemyślanym albumie”.
Czara goryczy w tym aspekcie przelała się u mnie, gdy usłyszałem wersy: „A sytuacja geopolityczna już mnie nie wkurwia, co najwyżej gila po siurasku”. Takich pojedynczych kamyczków w ogródku niestety jest na tym krążku więcej. Czasami Boberowi uda się coś ładnie zagrać słownie. Aczkolwiek, nawiązując do wywołanego już przeze mnie numeru „Darek”, większość rzucanych przez niego linijek są jak Opel Calibra, a nie kaliber 9 mm.
Bober, obraziłem się na Ciebie za to, że obraziłeś się na hip-hop
Nie no, aż tak to może nie. Jednak przysięgam Wam… Od jakiegoś czasu zauważam trend, który naprawdę mocno mnie irytuje. Albowiem ostatnio każdy polski raper jebie polski rap. Tak po prostu. Gdyby jeszcze szły za tym jakieś mocarne punch’e rodem z magazynu broni Eripe z lat 2012-2016, to uznałbym to za coś godnego uwagi…
Tu sytuacja ma się inaczej. W roku 2022 rodzimi artyści po prostu mówią: jebać rap. Tak, jakby rzeczywiście oni mieli takie poczucie w sobie. Nie wiem, czy to jest na pokaz. Stoi za tym jakaś głębsza myśl? Rzeczywiście tak polscy raperzy traktują gatunek, który realizują na co dzień? Czy też po prostu jest to przemyślany zabieg mający wywołać w słuchaczach określoną reakcję? Po prostu uważam to za hmm… Nie chcę tego nazwać hipokryzją, natomiast jest to według mnie komiczne. Z jednej strony polscy raperzy chwalą się, jak to oni nie wygrali życia, dzięki temu, że rapują. Z drugiej strony jebią to, co dało im sukces. To trzeba było nie startować z karierą rapera, tylko nadal gnić na ławce na osiedlu. Z wódką w jednej ręce, a w drugiej z gramem amfetaminy.
Fajnie ten wątek podsumował Bażant w swoim utworze „Znamiona anarchii”. Rzuca on tam wersami „Kocham grę, choć przegrywałem non stop/A skoro ją jebiesz panie raper, się nie zajmuj rapem, tylko napisz książkę”. Podpisuję się pod tymi linijkami. Ja na przykład nie potrafiłbym jebać dziennikarstwa. Pisania. Swojej dziewczyny. Dla mnie nawijanie takich linijek jest sztuczne. Jak coś się kocha, to się tego nie jebie. Po prostu.
Bezpłciowy atak na mainstream
Co ten wątek ma wspólnego z Boberem? To, iż niestety również nie popisał się on w tej kwestii. Jak na swoim debiutanckim albumie potrafił znakomicie karykaturować polskich raperów, chociażby w numerach takich jak: „Joł”, tytułowy „Poradnik sukcesu”, czy „Stand-rap”, tak tutaj już mu to wyszło słabo. Typowo. Prosto. Przekaz jest podobny w wymowie do tego, co opisałem akapit wyżej. Wiele osób jara się tym, iż w kawałku „Obraziłem się na hip-hop” Bober rzuca bezpośrednie linijki w kierunku kolegów po fachu. A dla mnie ten numer jest nudny. Nic ciekawego w nim po prostu nie ma. Ja cenię sobie muzyków umiejących artystycznie wyróżnić się spośród sceny. Nie przyziemnie. Nie zachowując się przy tym, jak członkowie osiedlowych band krzyczący do siebie nawzajem na podwórku „jebać Was”! To nie jest pokaz siły imponujący mi osobiście. Do mnie przemawiają umiejętności liryczno-techniczne. Tych w utworze „Obraziłem się na hip-hop” nie ma.
„O co w tym chodzi?”
Dobra, koniec rzucania słów krytyki w kierunku Bobera (wybacz mi to Patryk, nadal uważam Cię za jednego z najbardziej perspektywicznych ludzi w tej branży!). Czas na pozytywy. Są nimi na pewno dwa kawałki. Mianowicie chodzi o utwory: „Niewesoła kompania” oraz „O co w tym chodzi?”. Należy poświęcić osobny akapit temu drugiemu numerowi.
„O co w tym chodzi?” jest na tej płycie tym, czym dla „Młodego Matczaka” Maty jest „Patoreakcja”. Mocarnym singlem wybijającym się w każdym szczególe ponad resztę zawartości albumu. Numerem każącym oczekiwać, iż całość materiału będzie równie piękna, co on. O ile jednak na drugim solo Maty aż tak źle nie jest moim zdaniem z innymi kawałkami, jak to ma miejsce w opinii wielu osób (ale też skala oczekiwań wobec reprezentanta SBM Label jest zdecydowanie większa), tak u Bobera różnica poziomów jest czasami zbyt duża. Z jednej strony jest to pozytywne, iż nagrał on aż tak dobry track. U mnie zajmuje on pewną pozycję w top 5 singli 2021 roku. Z drugiej strony ten kontrast jeszcze mocniej uwydatnia wady całego albumu.
Utwór „O co w tym chodzi?” to świetnie poprowadzona pod kątem narracji rozmowa z Bogiem na temat człowieka oraz wiary. Przeprowadzona racjonalnie, stawiająca pytania, trafnie obrazująca, chociażby to, jak wygląda katolicyzm w Polsce (panie Filipie Szcześniaku, tak powinieneś opracować ten temat na „Jarmarku”!), czy wyjaśniająca ogólne pojęcie „religii”. Oczywiście, zdarzają się w niej też banalne stwierdzenia. Niestety w kraju, w którym nikt nie potrafi ze sobą rozmawiać, a jego obywatele nie przyjmują niczego innego do siebie, oprócz swoich racji, to nawet takie zdania potrzebne były do wypowiedzenia w tej kwestii. Więc za ten utwór Bober naprawdę należą Ci się wielkie brawa. Powinno się ten numer puszczać dzieciom na lekcjach religii. Niestety pewna partia by za to pewnie spaliła nas wszystkich na stosie.
Grosza daj 4Moneyowi, sakiewką potrząśnij!
Na szczęście dla Bobera współpracował on z przedstawionym przeze mnie na początku tej recenzji producentem. 4Money nadaje „Przemyślanemu albumowi” wyrazistości, a także banger’owości. Dzięki niemu przyjemnie się słucha nie za dobrze skonstruowanej treści rapera z Bielska-Białej. Co więcej, kawałki przez niego wyprodukowane bujają niesamowicie. Albowiem 4Money potrafi w trapy. Stworzone przez niego beaty na krążku Bobera są niegeneryczne, świetnie złożone pod kątem detali. One samoistnie wywołują w naszym ciele chęć do kiwania głową oraz poruszania resztą ciała na wszystkie strony.
Choć oczywiście na „Przemyślanym albumie” nie mamy do czynienia jedynie z trapem. „Wszystko mnie wkurwia” i „Bałagan” romansują z brytyjską sceną muzyczną (pierwszy numer to połączenie 2-stepu z bassline’ami, a drugi 2-stepu z trance’em). „Nierub” oraz „Shiet-fields” to muzyczne kontynuacje „Skurwola” z debiutu reprezentanta QueQuality. Są to udane próby połączenia punku z rapem (pierwszy utwór został wykonany w bardziej wersji surowej, agresywnej, a drugi — lo-fi).
Nie można zapomnieć o „Niewesołej kompani” nagranej wraz ze Słoniem oraz Floral Bugsem. Jak wspominałem, uznałem ją za drugi track na „Przemyślanym albumie” warty wyróżnienia. Jest to klimatyczna średniowieczna ballada, stylizująca uczestników melanżu na postacie z tej epoki. Kolejny raz Bober udowodnił, że imprezowe kawałki to potrafi tworzyć (już „TGIF” oraz „Partykiller” były świetne). Przy rzuconym przez Floral Bugsa porównaniu kiboli do średniowiecznych drużyn króla Artura oraz Robin Hooda z anglosaskich legend szczerze się uśmiechnąłem. Na pewno ten utwór będzie mi towarzyszyć podczas organizowania domówek z przyjaciółmi.
Na koniec warto nadmienić, iż 4Money udzielił się gościnnie w tym utworze. Jego głęboki głos trubadura idealnie dopasował się do konwencji numeru. Rzucił on w refrenie wersy, w których to świetnie zabawił się swoją ksywą, a które to sparafrazowałem w nagłówku. „Grosza rzuć, panie, gdy stanę w bramie, mów mi 4Money!”. Rzucę, oj rzucę!
Bober, aleś ty jest muzykalny!
Na „Przemyślanym albumie” da się zauważyć progres Bobera w jednym aspekcie. Mianowicie, jak jego bliski znajomy Filipek, poprawił się w kwestiach czysto muzycznych. Oczywiście daleko mu do tego, co potrafi raper z Milicza. Natomiast jest to droga, którą, według mnie, warto, by obrał ją na swoich następnych płytach.
Przykłady? O wiele lepiej wykonane refreny niż na poprzednich projektach. Są one charakterystyczne, spełniają swoją rolę, czyli przykuwają uwagę i wywołują pozytywną mowę ciała. Na poprzednich krążkach rapera z Bielska-Białej o głównej sile jego muzyki stanowiły zwrotki. Tu jest dokładnie na odwrót. Tak samo ma się w przypadku bridge’ów czy hooków. Bober lepiej w tych partiach utworów kieruje swoim głosem, rozumie bardziej rytmikę kawałków, bawi się w przyjemny dla ucha sposób efektami wokalnymi. Naprawdę miło się słucha wersów, gdzie Bober moduluje swój głos. Nie jest to w żaden sposób narzucające. Widać postęp w tej sferze, chociażby w refrenach do utworów „Darek” oraz „J**ać ćpunów”. Tak więc Bober, podążaj drogą swojego kolegi z wytwórni oraz byłego przeciwnika na bitwach freestyle’owych! Dobrze na tym wyjdzie Twoja kariera!
Goście ponad gospodarzem
Rzadko się zdarza, by Bober odstawał od innych raperów w nagrywanych wspólnie numerach. Natomiast na „Przemyślanym albumie” praktycznie wszyscy zaproszeni przez niego muzycy lepiej zrealizowali swoje pomysły na zaproponowanych przez niego utworach. Wejścia Belmonda oraz Słonia odpowiednio na „J**ać ćpunów” i w „Niewesołej kompani” są po prostu mocarne. Jakby wjeżdżali oni do miasta, niczym królowie po zwycięskich bitwach nad największymi wrogami (swoją drogą między innymi tego dotyczy zwrotka Słonia na tej cudownej średniowiecznej balladzie). Opał jak zawsze będąc w formie, świetnie bawił się słowem i wytworzył charakterystyczny dla siebie odklejony slow-vibe. Pokazał on nam już go, chociażby na kawałku „Bulle Time” z płyty „Oczy szeroko zamknięte”. A Floral Bugs z humorem przedstawiał kolejne sceny uczty rodem z „Wiedźmina” (wyszczerzyłem zęby przy wzmiance o Joanne D’Arc w wersach „Siadam przy okrągłym stole i chyba obczaja mnie Joanna D’arc/Ja mówię, że rzucam ogień i że jest stos, się nie ma co bać”).
Jedynie Feno zawiódł, nagrywając zwrotkę kompletnie niepasującą do klimatu „Wszystko mnie wkurwia”. Ogólnie wydaje mi się, że reprezentant Hashashins, a od niedawna i Antihype, jest w słabszej formie. „Neopunk” osobiście mnie zawiódł. Feno przesadził na tej płycie z eksperymentowaniem formą. Niemniej mam nadzieję, iż jego nowy album „Transgresja” (jego premiera będzie mieć miejsce 21.01.2022), wydany już spod skrzydeł Sariusa, pokaże scenie jego prawdziwy potencjał!
To o co chodziło w końcu w „Przemyślanym albumie” Bobera?
Niestety nie znam na to pytanie odpowiedzi. Pojedyncze kawałki na tym projekcie reprezentujące wachlarz postaw ludzkich wobec życiowych mankamentów nie spełniły swej funkcji jako całość. Jako osobnych tworów numery te fajnie się słucha. Można sobie je puścić w tle podczas wykonywania domowych czynności, aby dodać sobie energii poprzez muzykalność reprezentanta QueQuality oraz świetne produkcje 4Moneya.
„Przemyślany album” jest poprawny. Tylko że od Bobera wymagam więcej niż od innych raperów. Tak więc płyta ta jest dla mnie jednym z większych zawodów tego roku. Na szczęście w przypadku tego projektu nie spełnia się jeszcze przeznaczenie Geralta z Rivii, do którego nawiązanie zostało wstawione w bridge’u „Niewesołej komapni”: „Nie pokona nas nikt, na pewno nie byle wieśniak”. Niemniej „Przemyślany album” to coś więcej niż lekki spadek formy u byłego freestyle’owca.
Tym samym mam nadzieję, iż przy następnym krążku artysty z Bielska-Białej krzywa z napisem „sukces” znowu wystrzeli w górę. W końcu jak ładnie podsumował w outrze „Przemyślanego albumu”, czyli w tracku „Shiet-fields”, Bober: „Ciach, ciach, comeback, życie to sinusoida, tak, jak kariera Belmonda”. Wszyscy w środowisku są zgodni, że młody G nagrał jedną z najlepszych płyt roku 2021 (o niej porozmawialiśmy w 3 odcinku naszego redakcyjnego podcastu, zachęcam Was do jego przesłuchania!). Jak widać, podniesienie się z ziemi jest możliwe nawet po przeżyciu takich akcji, w jakich to uczestniczył Belmondo. Bober czekam w takim razie na fajerwerki w Twoim wykonaniu przy okazji premiery Twojego kolejnego albumu! I jeszcze raz wybacz mi za tę krytykę!
Bober – „Przemyślany album”
Ocena recenzenta:
4/10
Chcesz być na bieżąco z naszymi wpisami? Kliknij dzwoneczek po lewej stronie! 🔔
„Przemyślany album” Bobera zamówisz tutaj!
Bober na Facebooku i Instagramie!
4Money na Facebooku i Instagramie!
Inne recenzje płyt wydanych w QueQuality! 📀
Nasze media społecznościowe! 🚨
⚠️ Nasz Fanpage na Facebooku
💿 Redakcyjne patronaty Albumów
🎥 Nasz kanał na YouTube
👥 Nasza grupa na Facebooku
📕 Posty z cyklu #KalendariumPolskiegoRapu
📷 Instagram FollowRap
Dodaj komentarz