Trendy w rapie, jak w każdej dziedzinie życia, przychodzą i odchodzą. Kiedyś polscy raperzy próbowali przenieść na naszą scenę francuski afro trap. Jak doskonale wiemy, skończyło się to totalną porażką. Teraz w modzie jest drill powstały w USA, a dokładnie w Chicago i rozpowszechniony za sprawę artystów z U.K, którzy w końcu dochodzą do głosu na światowej scenie rapu. Nie ma co ukrywać, że bardzo dużą rolę odegrały w zaistnieniu takiego stanu rzeczy kariera oraz śmierć Pop Smoke’a.
Ponad rok temu także w Polsce ten trend tworzenia kawałków na produkcjach typu drill mocno się rozpowszechnił. Zanim jednak przejdziemy do meritum, to trzeba sobie coś wyjaśnić. Robienie drillu, a nagrywanie numerów na drillowych beatach to dwie różne kwestie. Już jakiś czas temu narodziła się dyskusja o tym, czy w naszym kraju można realizować drill. Według mnie nie można, ponieważ w polskich miastach nie odnajdziemy tego, co jest częścią krajobrazu biedniejszych dzielnic Londynu czy wspomnianego Chicago. Nie odbieram polskim raperom ich przeżyć związanych z ulicą, żeby była jasność. Niemniej na taką skalę nie prowadzi się takiego stylu życia w naszym kraju. Stąd też drill jako zjawisko w Polsce nie ma prawa zaistnieć.
Za to nikt nie zabroni muzykom z naszego rodzimego podwórka opierać swoich tracków o drillowe brzmienie. Nie każdy numer tego typu musi opowiadać o życiu na ulicy. Jeżeli ma się odpowiedni temat do właściwej formy, to posiada się właściwie wszystko, aby stworzyć bardzo dobry kawałek. I to niezależnie od tego, czy mamy tu do czynienia z 90 BPM, czy z 808. Dlatego też postanowiłem sprawdzić, po upływie tych kilkunastu miesięcy od pojawienia się mody na korzystanie z drillowych produkcji, jak dotychczas polscy raperzy sobie radzili z tego rodzaju brzmieniem. Przed Wami, drodzy czytelnicy, 7 utworów z drillowym beatem, których polscy słuchacze nie muszą się wstydzić.
Drill ogólnie
Nim opowiem Wam, drodzy czytelnicy, o wybranych przeze mnie kawałkach, muszę jeszcze zahaczyć o jeden temat. Mianowicie chciałbym poruszyć wątek mojego kryterium wyboru tychże tracków. A także mojej generalnej opinii na temat polskich numerów konstruowanych na drillowych beatach.
Otóż jestem świadomy, iż drillowe produkcje są mocno generyczne ze względu na swoją specyficzną perkusję wymuszającą jednocześnie na raperach użytkowanie dość jednostajnego flow. Rzadko w tym przypadku kreuje się przestrzeń do zabawy skillem. Raczej mamy do czynienia z podobnym, równie charakterystycznym akcentowaniem sylab, rzucaniem pojedynczych fraz między poszczególnymi wersami czy zlewającymi się refrenami ze zwrotkami. To już sprawia, iż ciężko jest wybrać coś oryginalnego spośród masy utworów nagrywanych w podobny do siebie sposób. Oczywiście nie możemy zapomnieć też o liryce i samej charakterystyce brzmienia. Ta pierwsza skupia się na przeszłości związanej z krzywymi akcjami. Albo równie beznadziejnej teraźniejszości. To drugie głównie jest agresywne, zimne, mroczne i zabierające nas do podziemi, skąd nie ma dla nas ratunku.
Drill w Polsce
Na szczęście udało mi się znaleźć coś ciekawego spośród numerów opartych o drillowe beaty stworzonych dla samego stworzenia ze względu na panującą aktualnie modę. Starałem się w tym przypadku spoglądać przede wszystkim na różnorodność powyżej wymienionych aspektów (produkcje, flow, tematyka, skill). I ich inność wobec całego morza nieudanie skonstruowanych utworów tego rodzaju. Nie każdy z tych wymiarów jest oczywiście nietypowy w każdym z tych kawałków (nie można mieć wszystkiego). Niemniej wszystkie te tracki posiadają coś, co je wyróżnia w otoczeniu wywołanej do tablicy standardowości.
Ogólnie rzecz ujmując, polski raper nie potrafi sobie poradzić z drillowym brzmieniem. Jako że polska rapowa płyta musi teraz zazwyczaj zawierać choć jeden numer tego typu, to materiału muzycznego do przewertowania miałem ogrom. Mój wniosek z odsłuchu tych wszystkich kawałków był taki, że… Ogólnie wyszło to słabo (np. Taco, Sitek, Mata, Przyłu), bądź średnio (np. Sarius, Hodak, Beteo, White, Kabe). Co najsmutniejsze, wielu artystów z naszego rodzimego podwórka nawet nie potrafi dobrze wejść w taką produkcję. Ich technika w tych okolicznościach, delikatnie mówiąc, leży oraz kwiczy.
Na koniec, aby już nie przeciągać i tak dość sporego wstępu. Produkcje typu drill stały się dla wielu staroszkolnych, ulicznych artystów, przedłużeniem ich własnych stylów, jakie to kreowali jeszcze na 90 BPM dwie dekady wcześniej. Jest to na pewno ciekawa droga, odświeżająca często kariery oraz przynosząca całe płyty zawierające tego typu brzmienie (np. Kaczy i jego „Drill, prawda, kumple”). Warto obserwować dalszy rozwój tychże raperów. Ich jednak w tym zestawieniu nie będzie, bo jak wspominałem, postawiłem w tej sferze na nietypowość. Czas na 7 utworów z drillowym beatem, których polscy słuchacze nie muszą się wstydzić.
Pezet ft. Emas, Avi — „Amber Gold”
Nie będę ukrywać. Numery, które trafiły do rozszerzonej wersji albumu „Muzyka współczesna” Pezeta biją na głowę te kawałki, jakie to znalazły się na oryginalnym krążku. Sam ten materiał muzyczny był dla mnie srodze średni ze względu na brak spójności i dziwne podejście do paru tematów. Za to „Nisko jest niebo”, „Broniewski” czy interesujący nas aktualnie „Amber Gold” to po prostu poezja.
No właśnie. „Amber Gold” to utwór, z którego klasa, dostojność, powaga, skromność, a jednocześnie pewność siebie biją daleko poza Warszawę. Panowie pokazali, jak można ciekawie nawinąć o wygrywaniu życia. Nie ma tu ani chwalenia się swoim aktualnym statusem, ani też zbędnej przesady w kwestii złych sytuacji życiowych. Raperzy mocno stąpają po ziemi w tym numerze, co zresztą ma swoje odzwierciedlenie i w nawijce i w produkcji. Każdy z nich posiada w rękawie cały wachlarz intrygujących porównań, follow-up’ów, czy też gier słowno-znaczeniowych.
Przykłady? Pezet i jego jeden z moich ulubionych, tegorocznych wersów: „Tacy jak ty nie potrafili odmienić losu tutaj nawet przez przypadki (oh)”, gdzie słowo „przypadek” można traktować jednocześnie jak okoliczności i deklinację. Emas i jego nawiązanie do osoby Maty: „Nie załatwi mi tata, więc jadę rozjebać, jak na schodach Mata/Choć to inne pato, pod fotelem ziomek trzyma baton”, porównujące dwa skrajne środowiska. No i w końcu Avi zawsze potrafiący malowniczo przedstawiać dane sytuacje. Nie inaczej było w przypadku frazy: „Choć nie są święci, to śpią na sianie jak Asceci”. Tutaj zarazem mamy do czynienia z dwuznacznością słowa ”siano”, jak i z ukazaniem hipokryzji ludzi, jacy to często udają świętość, aby odzyskać zaufanie publiczności.
Tak więc raperzy pięknie sobie poradzili tutaj pod kątem lirycznym. Poza tym nic dziwnego, że ten track jest tak świetny, skoro oprócz Auera, czyli genialnego producenta, swoje trzy grosze dorzucił Szamz. A jak wiemy, Szamz udzielił się na pośmiertnym albumie Pop Smoke’a.
Kobik ft. Berson — „On the Spot”
W drugim epizodzie naszej serii podcastów wspólnie z kolegami: Marcinem i Mateuszem stwierdziliśmy, że najnowsza, tegoroczna płyta Kobika, czyli „Bazarr” to wyborny materiał muzyczny. Na to pozytywne wrażenie złożyła się przede wszystkim przemiana byłego członka BOR Records. Postanowił on pójść w mainstream’owe brzmienia, umuzykalnić się oraz rozszerzyć wachlarz swojego i tak już bardzo dobrze wypracowanego przez wiele lat flow.
Ta zmiana wyszła Kobikowi, jak to zasugerowałem akapit wyżej, nienagannie. Numer „On the Spot”, na którym to gościnnie udzielił się Berson, jest jednym z najlepszych przykładów tego stanu rzeczy. Ogólnie to mój ulubiony kawałek z „Bazarru”.
Nie będę ukrywać, treściowo nie znajdziemy tutaj fajerwerków (choć na pochwałę zasługuje follow-up Bersona do utworu Włodiego pt. Wszystko wporzo, i frazy: „Mama miała rację, zgadła/Kumple odchodzą, zostaje pusta ławka” objawiający się wersami: „Jest równa szala, u nas działa ważka/Stoi pusta ławka, jak mówiła matka”). Jest to klasyczny track mówiący o składzie i o tym, że pomimo indywidualnych wad trzeba się wspierać jako jedność i motywować siebie nawzajem, aby móc przetrwać. Na moje uznanie „On the Spot” zapracowało tym, w jaki sposób zostało ono wykonane.
Kobik pokazał, że można koncertowo podśpiewywać na drillowych beatach i to z wykorzystaniem dość mocnych efektów kładzionych na wokal. To, jak niesamowicie lekko nawija on o rzeczach związanych z ulicą stanowi świetny kontrast i się wyróżnia. Poza tym to wspomniane umuzykalnienie jest czyste i kompletnie nie razi w uszy. Ta lotność tyczy się też samej produkcji. Choć drill kojarzymy raczej z ciężkim, przyziemnym brzmieniem, to tutaj ono idzie w górę i po prostu wyśmienicie buja. Zresztą były reprezentant BOR Records zawsze potrafił robić banger’y. Na „On the spot” także swoją dobrą formę w tej kwestii udowodnił. Czekam na więcej utworów stworzonych na drillowych beatach opracowanych za pomocą właśnie takiego flow.
Frosti ft. Young Igi — „Zeszyt”
Skoro już jesteśmy przy muzykalności w kawałkach nagranych na drillowych produkcjach, to nie sposób nie docenić wkładu Young Igiego w track „Zeszyt” reprezentanta warszawskiej ekipy „SP ZOO” — Frostiego. Tak szczerze mówiąc, gdyby nie właśnie zwrotka członka super grupy OIO, to ten numer nie znalazłby się na tej liście.
Oczywiście, to nie tak, że Frosti źle wypadł na swoim singlu, jaki to zapowiadał jego tegoroczny album „Albert Trapstein” wydany w barwach Def Jam Recordings Poland (swoją drogą jest on bardzo dobry i niewątpliwie jest to jeden z pozytywniej zaskakujących muzycznych materiałów roku 2021). Bije w tym numerze od Frostiego charyzma cechująca go od zawsze, a wykreowany przez niego mocny refren robi robotę. Jednak jego zwrotka pod kątem treści, rymów oraz flow jest nijaka (zdecydowanie wolę, jak były reprezentant PROSTO nawija na afro trapach, a te też znajdziemy na „Albert Trapstein”). Teoretycznie drillowe produkcje, ze względu na styl Frostiego, są dla niego stworzone. W praktyce wyszło to średnio (odnosi się to też do utworu „Głód” z powyżej wspomnianego albumu)
Na szczęście z odsieczą swojemu koledze z wytwórni przychodzi Young Igi. Swoim śpiewem po prostu każe on nam usiąść grzecznie po turecku i się delektować tym, co ma on nam do pokazania. Jeśli flow Kobika na „On the Spot” było bardzo dobre, to te członka super grupy OIO jest perfekcyjne. Wyobrażam sobie po prostu, jak jego słowa unoszą się nad blokami niczym burza piaskowa nad pustynią, wybudzając całą przestrzeń z marazmu. Poza tym, mimo że większość słuchaczy nie kojarzy Igiego z ulicą, to dał on tu naprawdę zgrabnie, trafnie obrazujące tego typu rzeczywistość wersy. Dzięki temu kontrast jego naturalnego stylu z drillową produkcją cudownie wybrzmiewa.
Na koniec o beacie. Bardzo mi się on kojarzy z nieokiełznanym klimatem Dzikiego Zachodu. Świetnie dopełnia aurę utworu i nie jest również typowy, tzn. ciężki i smutny.
Oki ft. Gverilla, Dziarma — „Tak bardzo”
Inny członek super grupy OIO, czyli Oki stworzył mój ulubiony numer oparty o drillowe brzmienie. Oraz jeden z najbardziej przeze mnie uwielbianych utworów w polskim rapie w ogóle. Reprezentant wytwórni 2020 na swoim „77747mixtape” pokazał, że najlepiej się czuje, kiedy nie jest ograniczony żadną konwencją. Na tym projekcie w znakomity sposób bawił się rozmaitymi formami i puszczał oczko ku takim artystom jak 50-Cent, 6Lack, MGK, Redman, czy przytaczany już w tym artykule kilka razy Pop Smoke. I właśnie track pod tytułem „Tak bardzo” stworzony z innymi członkami label’u 2020, czyli Gverillą i Dziarmą jest w jakimś stopniu hołdem dla zmarłego muzyka z USA.
W „Tak bardzo” zgadza się po prostu wszystko. Mamy tu produkcję kompletnie niekojarzącą się z drillem. Przyznam się, iż podczas pierwszych odsłuchów tego kawałka nie potrafiłem wyłapać drillowej perkusji. Nic dziwnego, skoro twórcy warstwy muzycznej tego numeru, czyli Swizzy oraz 2Latefor zaserwowali nam po prostu coś pięknego. Przestrzenny, kreujący w naszych duszach poczucie wolności, jakbyśmy lecieli właśnie nad chmurami, wręcz magiczny, z dodatkową nutką sentymentu, a nawet smutku, całkowicie nas pochłaniający, beat — perfekcyjny wyróżnik na tle surowego brzmienia charakterystycznego dla drillu.
Ponadto otrzymujemy emocjonalną, mówiącą o wolności jednostki, o stracie, o rozwoju osobistym czy o byciu uwięzionym przez nadwrażliwość wobec drugiej osoby, treść. Bardzo ważne są też tutaj zróżnicowane style nawijania. Panuje tu wręcz sinusoida ekspresji. Od szalonego pod wpływem uczuć Okiego przez charyzmatyczną, a jednocześnie spokojną i muzykalną Dziarmę (jej zwrotka to naprawdę coś pięknego) po agresywnego (w zwrotce) i rzewnego, a także śpiewającego (w refrenie) Gverillę. Trio to pokazało, iż emocje w kawałkach tworzonych na drillowych produkcjach wcale nie muszą dotyczyć jedynie z ulicy. Można je inaczej opisać. Oni to właśnie zrobili. Mam nadzieję, iż w przyszłości powstaną kolejne wspólne numery reprezentantów labelu 2020.
Berson — „Gattuso”
Czas na zmianę klimatu. Berson, jak wywołany już do tablicy Frosti, jest reprezentantem warszawskiej ekipy „SP ZOO”. I o wiele bardziej od swojego kolegi z drużyny jest on zagłębiony w drillowych klimatach. Potwierdzeniem moich słów jest fakt (oraz omówiony już kawałek „On the spot”), że jest on stałym gościem u polskich raperów w utworach opartych na drillowym brzmieniu. Jeśli ktoś z branży tworzy taki numer, wiedz, że jest bardzo możliwe, iż wystąpi w nim właśnie Berson.
Niewątpliwie wadą Bersona jest to, iż jego flow, rymy oraz podejmowana przez niego tematyka w każdym tracku są takie same. Liczba użytych przez niego fraz „Żelbeton solo” i „ZOO, ZOO” w kreowanych przez niego kawałkach przekracza wszelkie normy, co czasami ociera się o absurd. Dlatego też utwór „Gattuso” rozpoczynający oficjalnie współpracę Bersona z Def Jam Recordings Poland mocno wyróżnia się na tle jego dotychczasowej twórczości. I wielu rapowych numerów. Jest on nawinięty inaczej pod kątem podejścia do ulicznego motywu tak bardzo charakteryzującego członka warszawskiej ekipy „SP ZOO”.
„Gattuso” obok „Pressingu” Białasa oraz ReTo to chyba najlepszy, jaki do tej pory w polskim rapie powstał, track podejmujący wątek piłki nożnej. Berson bezczelnie, bez pierdolenia się, niczym najwięksi boiskowi twardziele na czele z tytułowym Gennaro Gattuso, ale też Patrickiem Vieirą, Royem Keane’em czy Claude Makelele, przedstawia się branży jako ten, który będzie gryźć trawę do ostatniego gwizdka. Robi to między innymi za pomocą trafnych porównań. Z kolei sam utwór przypomina mi rozgrywający się nieustannie mecz. Ten, kto pragnie go wygrać „musi być skupiony, jakby strzelał jedenastkę” oraz „biec po swoje, jak Bale”.
Nad dopełnieniem tej meczowej oprawy czuwa Atutowy, z którym to Berson stale współpracuje. Atut stworzył naprawdę wojowniczą, wręcz bokserską, z ulicznym sznytem, produkcję. Ona motywuje i zagrzewa do boju. Stąd też beat do „Gattuso” też jest inny niż normalne, drillowe brzmienia.
Bober ft. ZetHa — „Ewoluujemy”
A propo ciągłego zapraszania na numery o określonej tematyce, to ZetHa jest kolejnym artystą tego formatu. Tylko że on gościnnie udziela się na emocjonalnych trackach opisujących smutną, polską, szarą, związaną oczywiście też z blokami, rzeczywistość. Nie inaczej jest na kawałku „Ewoluujemy”, jaki to został zawarty na debiutanckim albumie Bobera w QueQuality pt. Poradnik Sukcesu.
Na swoim to pierwszym krążku wypuszczonym w wytwórni założonej przez Quebonafide, Bober zaskoczył swoich słuchaczy. Podjął się on wątków, których to nie wyobrażałbym sobie, by kiedykolwiek występowały w jego twórczości. To sprawiło, że od tamtego czasu zawsze powtarzam, iż artysta z Bielska-Białej ma jeden z najlepszych pomysłów wśród polskich raperów na karierę w tej branży. I na razie kieruje on swoją drogą perfekcyjnie.
Utwór „Ewoluujemy” był jedną z niespodzianek, jakie to znalazły się na „Poradniku Sukcesu”. Bober w nim martwi się o nasz kraj na swój własny, ironiczny, ale też, co do niego niepodobne, bardzo poważny, wręcz zgorzkniały sposób. Można powiedzieć, iż przedstawił w tym kawałku swoisty melodramat, okraszając go precyzyjnymi grami słownymi („W Stanach biegają między kulami/A mój kraj się toczy o kulach”), czy porównaniami („Oddaliśmy władzę, kurwa człowiekowi/A człowiek to wirus, nie ten z telewizji”).
Równie szczery w tym tracku jest ZetHa. Świetnie on dopełnia rozsądną nawijkę Bobera wrażliwym podśpiewywaniem. Ten kontrast oddziałuje na słuchacza. Ponadto jego wersy: „Młodzi nic nie doceniają, a starsi wciąż żyją przeszłością/Ci drudzy tłumaczą tym pierwszym, że nie tak powinni się cieszyć wolnością/Jak nie masz szacunku z dwóch stron/To za moment to wszystko się spierdoli/Musimy zacząć się słuchać i wyciągać wnioski ze swoich historii” idealnie podsumowują rzeczywistość.
Całość utworu harmonizuje stworzony przez producenta 4Money futurystyczny, ale jednocześnie smutny beat. Ma on odzwierciedlać to, iż jeśli nadal będziemy tak „ewoluować”, to nie czeka nas świetlana przyszłość, a czara rozpaczy. Ten motyw też jest oryginalny wobec typowego, drillowego brzmienia.
Miszel — „Requiem”
W tym zestawieniu nie mogło zabraknąć rapera, dla którego drill to nie moda, a życie. Mowa o reprezentancie QueQuality, czyli Miszelu. Wydał on w tym roku swój debiutancki krążek o nazwie „W stronę światła”. Utwory powstałe na drillowych beatach to wizytówka jego stylu. Poza tym przez jakiś czas mieszkał on w Wielkiej Brytanii, a także ciągle tam podróżuje. Doskonale więc jest on obeznany w tamtejszych klimatach.
O dziwo jego zamiłowanie do U.K drillu wcale nie przełożyło się na wielką jakość oprawy muzycznej „W stronę światła”. Produkcje, jakie to zostały zawarte na tym projekcie, były dla mnie generyczne. Składały się one głównie z dźwięków sentymentalnego pianina połączonych z chłodnymi, jak puste ulice nocą, przestrzennymi wtyczkami. Psuło mi to wysoce odbiór tego materiału, a on pod kątem emocji jest powalający. Niestety treść, przez tę monotonię brzmienia, stała się nużąca, mimo ekspresji Miszela.
Stąd też track „Reqiuem” na tle reszty numerów tworzących debiutancką płytę rapera z Katowic jest po prostu mocarny. Sampel z filmu „Reqiuem dla snu” kreuje tutaj całą aurę. On sam w sobie jest potężny. Dodając do niego jeszcze wyrazistość treści Miszela oraz drillową, agresywną, uliczną stylówkę okraszoną najszczerszymi uczuciami, otrzymaliśmy jeden z najlepszych singli roku 2020.
Sam utwór posiada liczne, ciekawe pod kątem konstrukcji wersów, nawiązania do historii polskiego rapu oraz do światowej sceny trapu. Jest to płomiennie, niekonwencjonalnie opowiedziane. Miszel ukazuje nam w tym numerze, czym jest dla niego tak naprawdę trap i skąd się wzięła u niego zajawka na jego wykonywanie. A także wyjaśnia wszystkich ludzi, dla których to tylko trend. Ciekawym aspektem jest również w tym kawałku to, jak świetnie jest w nim budowane napięcie. Od sennego mamrotania przez powolne wybudzanie się po totalne przebudzenie, po czym następuje powrót do snu. Miszel pokazał, iż „posiadając wiarę jak Totti” jest gotowy spełniać marzenia.
Chcesz być na bieżąco z naszymi wpisami? Kliknij dzwoneczek po lewej stronie!
Poczytaj o naszych innych zestawieniach dotyczących polskich raperów bądź nagranych przez nich albumów lub utworów!
Nasze media społecznościowe:
Fanpage na Facebooku!
Grupa prywatna na Facebooku!
Kanał na Youtube!
Profil na Instagramie!
Dodaj komentarz